

CHOI EUNWOO
LAT 19 — URODZONY 27.04.2005 — NIKT — INSTAGRAM
you can call me One
Wskazówki zegara ściennego przesuwają się powoli, Eunwoo mógłby przysiąc, że znacznie wolniej niż zwykle, a pięć uśmiechniętych twarzy zerkających na niego przez sklepową szybę jeszcze mu to wszystko utrudnia. Słyszy ich śmiech, okrutne żarty, za które najchętniej kopnąłby ich w tyłki, ale teraz nie może zrobić nic — z głupim, sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy musi obsłużyć klientów stojących w kolejce na stacji benzynowej i wszystkich tych, którzy mogą się zjawić w ciągu ostatnich piętnastu minut jego zmiany.
Gdy potem wydmuchuje dym papierosowy w stronę ciemnego nieba, siedząc na dachu wysokiego budynku w centrum miasta, chłodny, wieczorny wiatr rozwiewa mu ciemne włosy z czoła, a któryś z przyjaciół klepie go po plecach, opowiadając wyjątkowo sprośny i idiotyczny żart, musi się powstrzymać, by nie zacząć chichotać sam do siebie. W każdy poniedziałek wyczekuje tego piątkowego wieczoru.
Była ich szóstka, już od paru dobrych lat. Szóstka małoletnich kłopotów from the wrong side of the tracks. Znaleźli się przypadkiem — albo przeznaczeniem — i już chyba miało tak zostać na zawsze, a przynajmniej tego z całego serca Eunwoo pragnął. Lekko w życiu nie było, żadnemu z nich, ale w jakiś dziwny sposób udawało im się o tym zapomnieć, gdy przebywali w swoim towarzystwie. Gdyby zdjął różowe okulary, dostrzegłby, że jeden z nich zaczyna nieprzyjemne w skutkach znajomości z grupą dilerów na Hunts Point, drugiego od miesiąca nie widział bez puszki piwa w ręce, a trzeci jest jeszcze chudszy niż zwykle, choć do najgrubszych ludzi nigdy nie należał. Ale nie chciał ich ściągać i nie mógł, bo to było jego oderwanie od rzeczywistości, eskapizm w najczystszej postaci i jedyny powód, dla którego miał siłę wstawać z łóżka.
Jakoś to będzie. Nie ma tak źle. Ej, stary, w porządku? Jeszcze dwie zmiany i weekend.
O tym, co działo się w domu, nikt nie słyszał, ale każdy wiedział. Trudno byłoby przecież nie dostrzec podbitego oka i ust we krwi, ale skoro słowa były tak samo cięte jak zwykle, nie należało się zbytnio interesować — taki układ i takie reguły, jeśli będę potrzebował pomocy, to o nią poproszę. Zresztą siniaki to nie było nic niezwykłego, bardziej niezwykłe było, gdy przez dłuższy czas nie padła opowieść o ostatniej potyczce, ostatniej ucieczce przed policją, ostatniej imprezie dotkliwej w skutkach. Zresztą po co o tym mówić na głos? Mówienie niczego nie zmienia.
Śmieszek grupy. Mood booster. Zawsze uśmiechnięty, zawsze gotowy do żartów, zawsze na straży, by nie brać wszystkiego na poważnie, nie najstarszy i nie najmłodszy, niedelikatny, ale nie oschły. Zadowala się miłością na pięć minut, zazwyczaj podczas imprez, bo na prawdziwą nie ma czasu, życie jest przecież zbyt zajmujące.
Jeszcze nie wie, że jest o krok od upadku. Well, well... Oni wszyscy są.
Sunoo chyba nie do końca pojmował wszystkie ze szczegółów, budujących sytuację, w której właśnie tkwili. Z jednej strony miał przy sobie przyjaciela, nad którego głową zawisły najciemniejsze z chmur (dokładnie takie, których nie mieli pozbyć się zbyt łatwo). Czuł, że powinien zrobić wszystko, by znaleźć wraz z nim najlepsze z możliwych rozwiązań; zrobić cokolwiek, by nadchodzący poranek przyniósł za sobą coś więcej niż pasmo mniejszych i większych katastrof. Nie zajmować jego myśli czymś, co nie miało teraz przecież żadnego znaczenia. Z drugiej jednak… nie potrafił poradzić sobie z chaosem, który rozpętał się właśnie w jego głowie. Sunoo oddałby wszystko, by wydarzenia z domu Eunwoo okazały się jedynie kolejnym, nieśmiesznym żartem. Nieudanym kawałem, których doświadczył z ich strony tak wiele, że dawno przestał już liczyć. I mógłby przysiąc, że tym razem trzymałby nerwy na wodzy. Zacisnął usta i nie wylał z siebie morza przekleństw ani kłamliwych zapewnień, że nie zamierzał się już więcej do nich odzywać. Może nawet uznałby to za zabawne. Za miesiąc. Albo pół roku. Rzeczywistość nie pozostawiała jednak złudzeń i choć pragnął innego zakończenia bardziej niż czegokolwiek innego, wiedział, że być może przyjdzie im zmierzyć się z czymś, o czym nie mieli nawet pojęcia. Pewnie w innej sytuacji - gdyby nie to, co stało się między nimi od momentu wspólnego zejścia z dachu - Sunoo podzieliłby więc entuzjazm Eunwoo. Docenił błyskotliwość Yongnama; jego stałą gotowość do tego, by bronić każdego z nich do samego końca. Nie potrafił zrobić jednak nic poza mimowolnym napięciem każdego z mięśni, gdy przesuwał wzrokiem po tym jednym zdaniu. Tak śmiesznie oczywistym - tak jawnie obnażającym to, jak wielka była między nimi przepaść.
OdpowiedzUsuńOddychaj, jeden, dwa, no już, trzy, cztery, pięćsześćsiedemosiemkurwadziewięć.
— Mhm — potwierdził bez przekonania, choć próbował włożyć w swoją reakcję jak najwięcej autentyzmu. Nie mógł się wściekać. Nie miał prawa. Przecież… wszystko szło zgodnie z planem; po prostu nie tym jego. — Yongnam zawsze ma gotowe rozwiązanie.
Słowa, tak bezsprzeczne w swym przekazie, zatrzymały mu się w gardle, zupełnie tak, jakby karał w ten sposób samego siebie. Prawda uderzyła w niego nagle; zbyt mocno i bez ostrzeżenia. W oczach Eunwoo Yongnam był geniuszem. Sunoo natomiast naiwnym idiotą, który tworzył kłopoty znacznie częściej niż im zaradzał. A fakt, że pozwolił sobie wierzyć w powodzenie własnego, stworzonego naprędce planu, jedynie ten pogląd potwierdzał. Nikogo nie ratował. Był ratowany. Zbyt często.
Poruszył się niespokojnie, bo nagle bliskość Eunwoo wydała się czymś niestosownym, choć przecież zaledwie chwilę wcześniej oddałby za nią wszystko. Teraz jednak miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Przez kilka sekund rozważał, czy nie powinien przenieść się z powrotem na materac, ale zatrzymał się, siadając jedynie na skraju łóżka i skubiąc nerwowo materiał swoich spodni.
— To… był świetny pomysł — brnął w to dalej choć w chwilach, w których poddawał się silniejszym emocjom, był naprawdę kiepskim aktorem. Wierzył, że Eunwoo zbyt mocno skupił się jednak na tej krótkiej wiadomości, by zwrócić teraz na niego większą uwagę. — Jak każdy Yongnama… Ja…
On co? Nie wiedział. Nie wpadłby na to; nie dałby rady, zgubiłby się w tym wcześniej kilka razy. To krótkie słowo wydostało się z jego ust, nim zdołał je jakkolwiek powstrzymać.
— Dobrze, że o wszystko zadbał. Dzięki temu… — Jesteś bezpieczny — Możemy iść spać spokojniejsi.
S.
[Mam totalnie tak samo. 💔💔💔 Trudno wyrzucić ich z głowy.]
Relacja Yongnama i Eunwoo od samego początku była czymś, czego Sunoo nie potrafił w pełni zrozumieć. Wymykała się wszelkim ramom; wszystkiemu co znał. Sprawiała wrażenie skomplikowanej, niedostępnej i jednocześnie tak kuszącej, że naprawdę trudno było przejść obok niej obojętnie. Spojrzenia zdradzające więcej niż przeciągające się rozmowy, reakcje szybsze niż własne odruchy, niezmienna gotowość do współdziałania i żarty, które rozumieli tylko oni. Za każdym razem, gdy zaczynał się temu przyglądać, ogarniało go to przejmujące i trudne do powstrzymania wrażenie, które paliło go od środka, sprawiało, że żołądek podchodził mu do gardła, a pospiesznie łapany oddech nie przynosił spodziewanego ukojenia. Wrażenie, które doskonale potrafiłby nazwać, choć wstyd nie pozwalał mu ubrać tego jeszcze w słowa. W całym swoim dotychczasowym życiu czuł to przecież tak często. Pojawiało się za każdym razem, gdy docierało do niego, jak wiele wciąż pozostawało poza jego zasięgiem; gdy przyglądał się ludziom, z wymalowanym na twarzy sukcesem. Ich szczęściu i niezależności. Wszystkiemu, czego pragnął, a co wydawało się bardziej odległe niż każdy z jego dawnych, dziecięcych planów na życie.
OdpowiedzUsuńPieprzona, krępująca zazdrość.
— Spierdalaj, Eunwoo — fuknął, nie do końca zdając sobie sprawę z prawdziwego znaczenia tych słów; przynajmniej nie do chwili, w której te wybrzmiały gdzieś poza granicami jego myśli. Nie mógł ich już jednak cofnąć; chyba nawet nie zamierzał, mimo wszystkich znaków ostrzegawczych, zgromadzonych na bazie wcześniejszych doświadczeń. Bo skoro dzisiejszego wieczoru mógł przyjąć na siebie tak wiele, kolejny cios nie wydawał się już tak obciążający.
Ta chwila pachniała ryzykiem.
I było to bardziej znajome, niż mógłby wcześniej przypuszczać.
— Nie będziesz mi mówił co mam robić — dodał jeszcze pod nosem, zaciskając dłonie w pięści. Wciąż walczył ze sobą i uparcie nie odwracał się w jego stronę. Dlaczego? Pewnie sam nie znalazłby na to szybkiej odpowiedzi, ale upatrywał w tym działaniu czegoś na wzór chwilowego triumfu. Niezależnie od tego, czy miało to jakieś pokrycie w rzeczywistości, czy też było zupełnie odwrotnie i po prostu się teraz ośmieszał. — Ani ty, ani Yongnam. Nie jestem kimś, kogo możecie sobie gdzieś przestawiać, kiedy chcecie!
Miał ochotę wykrzyczeć mu teraz znacznie więcej. Zapierać się, że skoro Yongnam był w oczach Eunwoo jedynym, który potrafił zapewnić mu wsparcie i bezpieczeństwo, to może rzeczywiście powinien podnieść swój pokiereszowany tyłek z łóżka Minju, zabrać z łazienki tę pieprzoną, zakrwawioną koszulkę i pójść tam, gdzie najwyraźniej wolałby właśnie być. Powstrzymywała go przed tym jedynie świadomość, że gdyby tylko ta nagła propozycja ujrzała światło dzienne, byłaby to jednocześnie ostatnia minuta, którą One spędziłby w tym pokoju. Mimo wszystko Sunoo nie był gotowy na to, by zostać teraz sam, nawet jeśli każde z jego działań mówiło zupełnie coś innego.
— Czasami naprawdę cię nienawidzę.
S.
[Jaram się nimi zbyt mocno, by zwracać uwagę na takie głupoty xD a teraz DRAMAAAAA]