...but you say I'm somethin'er than somethin'
lighter than the light.
lighter than the light.


JEONG YOSOO
23 LATA ◼︎ 17 KWIETNIA 2002 ◼︎ BUSAN, KOREA POŁUDNIOWA ◼︎ W NOWYM JORKU OD LAT PIĘTNASTU ◼︎ JEDYNY SYN WŁAŚCICIELI KANCELARII FINANSOWEJ JEONG INC. GROUP ◼︎ URODZONY SKANDALISTA ◼︎ NIEDOSZŁA GWIAZDA SCENY MUZYCZNEJ ◼︎ PORZUCONE STUDIA ◼︎ UTRATA MIESZKANIA ◼︎ BRAK KONTAKTU Z RODZINĄ ◼︎ ZERWANE ZARĘCZYNY ◼︎ NIEPLANOWANA OPIEKA NAD KOCIĄ PRZYBŁĘDĄ ◼︎ PIERWSZE KROKI W NOWYM ŚWIECIE, W KTÓRYM ZARYZYKOWAŁ WSZYSTKO DLAPODOBNO NIEWŁAŚCIWEJMIŁOŚCI ◼︎ I POWOLNE GODZENIE SIĘ Z MYŚLĄ, ŻE NIGDY WCZEŚNIEJ NIE BYŁ BLIŻSZY SZCZĘŚCIA ◼︎ RELACJE ◼︎ INSTAGRAM ◼︎ PRZESZŁOŚĆ
Wielkie nadzieje umierały powoli. I w ciszy — prawie tak samo gęstej i duszącej jak ta, z jaką mierzył się za każdym razem, gdy noc zjawiała się zbyt szybko. Wycofał się nagle, bez zbędnych pożegnań i słów pełnych fałszywych zapewnień o żalu, który nigdy nie istniał. Nie chował się w bezpiecznym półmroku; zniknął w pełnym świetle, nawet jeśli był to jedynie ostry błysk chwilowego skandalu. Jeong Yosoo — plugawe zaklęcie, które w ustach jego ojca nigdy nie brzmiało bardziej okrutnie niż wtedy, kiedy wykrzykiwał je, stojąc w progu starannie zaprojektowanego mieszkania. Gdy zarzekał się, że nikt nigdy nie zawiódł go tak bardzo, jak własny syn, który dla — nieprzewidzianego wcześniej — uczucia, położył na szali całą swoją przyszłość.
A przecież był taki czas, gdy wróżono mu sukces. Miał w zasięgu dłoni wszystko, by go osiągnąć: łatwy start, zaplecze finansowe, bezpieczną posadę w firmie o pewnej pozycji na rynku. I pierścionek wciśnięty na palec kobiety, o której względy starała się połowa nowojorskiej elity. Wszystko ułożone, zaplanowne starannie w najdrobniejszym szczególe, czekające na to, by zaistnieć w jego życiu we wskazanym momencie. Nie wcześniej i nie później niż wypadało. Yosoo nie musiał robić nic, poza tym by tego nie spieprzyć. Nie potrafił nawet tego.
Czasami miał wrażenie, że całe jego dotychczasowe życie przypominało domek z kart. Wysoki na siedem pięter; okazały i dbały; stabilny. Piętrzył się dumnie na dębowym stoliku, przyciągał spojrzenie i gamę niekończących się komplementów. Do chwili, w której nie runął w starciu z podmuchem wiatru, gdy Soo nieopatrznie pozostawił na noc uchylone okno. Jeden wieczór, jedna decyzja. O jeden kieliszek i pocałunek za dużo. Nie potrafił traktować tego jednak jako błąd. Nie, gdy utrata tego, co uznawał za wszystko, przyniosła za sobą coś, czego pragnął tak rozpaczliwie i głęboko, choć nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. I wiedział — był tego absolutnie pewny — że gdyby przyszło mu stanąć przed wyborem między pozostaniem tu, gdzie trwał obecnie, a powrotem do dawnego życia, powtórzyłby każde ze swoich potknięć bez mrugnięcia okiem. Wystarczyło, by miał tę odrobinę pewności, że kolejnego ranka ujrzy te same oczy, w których czaiłyby się resztki znikającego snu. Że przywita go to samo ciepło, miękkość wyczekiwanego uścisku. To, dla czego był w stanie zaryzykować wszystko, bo tylko teraz czuł się w pełni sobą. W pełni wolny i szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej.
A mimo to wciąż mierzył się z lękiem. Nie o sam koniec — miniony rok nauczył go przecież, że wszystko może dobiec kresu dużo wcześniej niż powinno, niezależnie od tego jak bardzo prosiłby o to, by było inaczej. Pamiętał wszystkie momenty, w których ufał zbyt mocno. Wszystkie drobne fragmenty dawnych "zawsze" i "nigdy", które wraz z upływem czasu nie niosły za sobą niczego poza wrażeniem bezmyślnie powtarzanych sloganów. Zbyt znajomych; zbyt łatwych do szybkiego wyrzucenia z pamięci. A teraz, choć chciał wierzyć, że tym razem wszystko miało być inne; że dotrzymają obietnic, które szeptali po cichu w tej godzinie łączącej przeszłość z tym, co miało dopiero nadejść, strach rozlewał się po jego ciele nieprzerwanie. Jak ostrzeżenie. Buzował jak mleko w rondelku pozostawione na gazie, które miało wykipieć dokładnie w tej samej sekundzie, w której odwrócono by od niego wzrok. Jak przypomnienie, że każde "obiecuje" może w końcu zniknąć bez śladu. Wypłowiałe i niewygodne.
I chyba właśnie tylko to odbierało mu jeszcze spokój — nie myśl o końcu, a ta przeklęta niepewność. Obawa, czy to co trzymało go jeszcze na powierzchni, nie rozpadnie się przypadkiem jutro.
Albo nawet dziś.
_________________________________________________
Witamy się po kolejnych, ostatnich już przenosinach.
W tytule (i zaraz pod) BTS z Louder than bombs; na zdjęciach Min Yoongi
no a poza tym pewnie morze komplikacji.
[ nie ma się czym chwalić 😒 ( ̶♥̶ ) ]
OdpowiedzUsuń