SPOTTED: GG It was only a matter of time. With half her most captivating subjects boasting Korean roots — and an entire generation of elegance, excess, and exquisite secrecy emerging from Seoul — it was inevitable that GG would redirect her gaze eastward. What began as a flirtation quickly evolved into a full-blown affair. Seoul, with its luminous skin rituals, rooftop martinis, and late-night rendezvous beneath neon skies, proved irresistible. The city’s rhythm is faster, its nightlife sharper, and its whispers... infinitely more intriguing. From the stylised chaos of Hongdae to the poised restraint of Apgujeong, every district tells a different story — and GG is here for all of them. Yes, she’s officially obsessed. So much so that she’s discreetly dispatched her informants — polished, well-connected, and dangerously discreet — across the city, poised to capture what her favourite Seoulites get up to when they slip away from the spotlight. Especially during Chuseok, when tradition, family, and a hint of scandal tend to collide in the most photogenic of ways. As of today, GG’s reach no longer ends at the Hudson River. Her presence is now woven into the fabric of Seoul — as seamless as a silk Hanbok, as commanding as a look from the latest Maison Margiela runway. So keep an eye on her newly updated digital domain — because the stories won’t just come from penthouses on Park Avenue, but also from high-rises in Cheongdam-dong, discreet lounges in Itaewon, and that elusive villa in Hannam that no one talks about, but everyone desperately wants to see inside. Because if you thought you knew glamour, power, and betrayal... darling, that was just New York. Seoul is a whole new story. And GG? She’s already writing it.
04.09.2025 Three years, three hundred scandals, countless broken hearts — and yet, the champagne never seems to stop flowing. Vogue would call it longevity, I call it survival. Because only the sharpest stilettos cut deep enough to leave marks on the marble floors of Manhattan’s most exclusive soirées. And oh, darling, haven’t there been marks… From whispered affairs in dark corners of Fifth Avenue penthouses, to white lines served as casually as hors d’oeuvres at midnight in SoHo lofts — decadence has always dressed itself well. But fashion isn’t the only thing that dies with the season. One guest, whose name you’ll never read in the Times, didn’t make it out alive from an Upper East Side gala. Tragic accident? Or perfectly staged silence? Let’s just say, the guest list is one body shorter, and the world kept twirling in sequins and satin as if nothing ever happened. Three years of me means three years of you — the clinking glasses, the forbidden touches, the photographs that never saw the light of day. A runway of sins draped in Valentino and Saint Laurent, stitched together with secrets sharper than safety pins. You call them scandals; I call them headlines waiting for their spotlight. So raise your crystal flute high, my darlings. Here’s to another year of decadence, deception, and desire. Because parties end, empires fall, and beauty fades… but a well-kept secret in the right hands? That’s eternal.

08.08.2025 New on Gossipgirl Directory: Authors, consider this a reminder — please take a moment to review our tabs. Ensure every detail, booking, and request aligns with your vision. Precision is the new luxury, and your story deserves nothing less.

01.08.2025 New on Gossipgirl Directory: The Mirror Has a Filter: On Living in the Age of Social Media — an unapologetically honest take on identity, aesthetics, and the digital gaze. Find it now in SOCIALS. Because reflection today comes with a filter.

30.07.2025 New York. Seoul. Two cities, two worlds — but luxury and intrigue taste just as exquisite in any time zone. You thought I was retiring? Oh, darling... I’m just getting started. A new city means new faces, and with them, an entirely fresh collection of secrets waiting to be uncovered. Because whether it’s a penthouse at The Empire or an apartment overlooking Cheongdam from The Penthouse, there will always be someone with something to hide. But a word of caution — in a world where the line between love and betrayal is thinner than a Birkin strap, and reputations shatter faster than a Dior compact dropped on marble flooring, you either play the game or you disappear. So who’s rising to the top, and who’s about to fall with a bang? More importantly, whose story is destined for the cover… and whose will be relegated to the column titled pathetic attempts at a comeback? Settle in, fasten your seatbelts, and hold on to your Hermès — because if you thought New York was dramatic, just wait until you see what Seoul has in store. And don’t forget: I’m everywhere. The real question is… will you be in the know — or left behind?
LATEST NEWS ARTICLES CELEBRITIES

Tick-tok, tick-tok... gettin’ closer

Zdjęcie 1 Zdjęcie 2
               YOUN JIYOUNG


Perfekcja. Od zawsze lubił to co ładne, czyste i poukładane. Być może to właśnie dlatego życie w złotej klatce okazało się nie pułapką, a wygodnym rozwiązaniem, którego trzymał się tym mocniej, im bardziej kuszący wydawał się świat czekający poza jej granicami. Reguły i ograniczenia kojarzyły się jedynie z tym, co bezpieczne - z trwałym punktem, do którego mógłby wracać każdej nocy, gdy chłód oblepiał ciasno jego ciało, a brak światła przytłaczał zbyt mocno. Żył, doceniał, zadowalał i... rozbijał wszystko na dwa, byle tylko zapewnić samego siebie, że jego codzienność była dokładnie taka, jaką być powinna. Nie lepsza i nie gorsza od tej, którą zdążył już sobie wymyślić. 

Fantazja. Wzorem każdego ptaka, nawet tego trzymanego w zamknięciu, marzył jednak czasem o lataniu. Chciał wznieść się na palach, rozłożyć skrzydła i wzbić się w powietrze, by choć raz zbliżyć się do nieba. Ta niewyjaśniona tęsknota, choć zrodzona w latach wczesnego dzieciństwa - nasyconych naiwnością i bogactwem nieograniczonych pragnień - z biegiem czasu wcale nie osłabła. A Jiyoung wiedziony ambicją własnej matki, odnalazł swoją wolność w tańcu. W ruchu i zmęczeniu, gdy płuca walczyły o każdą dawkę powietrza, a na skórze zbierały się pierwsze ślady potu i niezdrowego zaczerwienienia. Prawdziwie i trwale. Bez pytań, bez oceny, bez szansy na to, by choć przez sekundę zastanowić się nad tym, czy obrana droga była tą właściwą. Wierzył przecież, że znalazł właśnie taką. W swoich oczach miał wszystko, czego potrzebował, choć jego wszystko ograniczało się jedynie do sali treningowej, butelki wody i obdartych kolan. 

Potknięcie. Trudno byłoby pojąć, że ktoś, kto potrafił zmusić ciało do tak ogromnego wysiłku i przemyślanych ruchów, był jednocześnie aż tak kruchy. Podatny do pokierowania. Że nie przeżył w życiu wystarczająco wiele, by w porę zorientować się, że grunt osuwał mu się spod stop, czy bez trudu dostrzec każde z czyhających na niego zagrożeń. Nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy te kryły się w parze ciemnych oczu i w kilku cichych, słodkich obietnicach. 

INSTAGRAM | 20 lat | 17 stycznia 2005 | Seul, Korea Południowa | złote dziecko rodziny Youn | syn znanej aktorki i producenta filmowego | dobrze rokujący tancerz | wymiana studencka | Tisch School of the Arts | NYU | wynajęta kawalerka na Upper East Side | na minutę przed katastrofą 

_________________________________________________
Witamy się Ciche dzień dobry, po przenosinach. 
Niezmiennie: Hwang Hyunjin na wizerunku, SKZ w tytule 
i my z naszymi chorymi, nie do końca miłymi pomysłami.


9 komentarzy:

  1. [ za niedługo przybędziemy to of course turn your life around 👼 ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Minhyun nigdy nie przepadał za podobnymi wydarzeniami. Obojętnie, czy były to uroczystości związane ze świętowaniem czyjegoś awansu, wykwintne urodziny, czy premiery filmów, jak to teraz. Dla większości bywały okazją do zaprezentowania się, wypicia kilku kieliszków w dobrym towarzystwie i nawiązania kontaktów, które mogłyby okazać się przydatne na później. Dla niego - niekończącym się festiwalem udawania, które zwyczajnie męczyło i nudziło. Na takich bankietach wszyscy wyglądali tak samo, począwszy od garniturów po wypolerowane słowa, które miały zabrzmieć błyskotliwie, a brzmiały jak kopie powtarzanych od lat frazesów. Czuł się jak element dekoracji, wystawiony tam tylko po to, by wypełnić przestrzeń i nie zaburzyć rytmu rozmów. Nie był też typem człowieka, który pcha się do centrum uwagi. Urodził się w tym, ale nigdy nie potrafił się tam naprawdę odnaleźć. Oczekiwania jego ojca były jasne, ma się zjawić na premierze filmu znajomych rodziny, uśmiechać się przekonywująco, okazując oczekiwanego wsparcia. Ale przede wszystkim miał zachować się odpowiednio. W słowniku jego ojca oznaczało to, że ich nazwisko miało błyszczeć, miał ściskać dłonie właściwych osób i nie rzucać się nazbyt w oczy, a uśmiech miał być precyzyjny, taki który wyćwiczył lata temu. Z reguły nie było z tym większego kłopotu, Min stronił od niepotrzebnej uwagi, rozmów z ludźmi, którzy go nie interesowali i których nie interesował on. Proste, a jednak, zdarzało się, że imię Minhyuna łączone było z wydarzeniami, o których nie mówi się na głos w takich kręgach. Bo nie wypada. Bo to wstyd. WIelokrotnie Minhyun kwitował to prychnięciem lub niewielkim grymasem wykrzywiającym usta.
    Hipokryci myślał niejednokrotnie, biorąc pod uwagę jakie rzeczy zamiata pod dywan firma jego ojca i ile szamba wylałoby się, gdyby ktokolwiek sprzedał te informacje. A o to nie było trudno, dlatego nie chciał nawet zgadywać w jaki sposób radzono sobie z takimi… niedogodnościami. Jego ojciec był bezwzględny i tej samej bezwzględności chciał nauczyć swoich synów. Wychodziło mu to różnie, raz z mniejszym, raz z większym sukcesem.
    Być może właśnie dlatego wyrobił w sobie nawyk szukania miejsc, w których mógł na chwilę uciec od obcych głosów i cudzych oczekiwań. Wypił więc łyk białego wina i przez krótką chwilę przyglądał się swojemu odbiciu w tafli szkła - chłodnemu, nieco zdystansowanemu, jakby obcego człowieka próbującego udawać, że wszystko jest w porządku. Wiedział, że powinien tam zostać, ale coś w nim zwyczajnie zaczynało się buntować.
    Nie myśląc wiele więcej, ruszył w stronę otwartych drzwi prowadzących na balkon, który wypatrzył niemal na samym początku eventu.
    Kiedy wychylił się w stronę chłodniejszego powietrza, dostrzegł sylwetkę opartą o balustradę. Nie potrzebował dłużej niż kilku sekund, by rozpoznać Jiyounga. Czas nie zatarł w nim tej twarzy, choć ich wspólna przeszłość dawno zeszła na dalszy plan, a znajomość utrzymywana była raczej z obowiązku i znajomości obu rodzin, niż realnej bliskości. Ich ścieżki naturalnie rozeszły się, gdy Min pierwszy raz przeprowadził się na studia. Dystans zweryfikował wiele z jego znajomości, zmienił postrzeganie otoczenia. Poniekąd stał się bardziej otwartym, z drugiej zaś jeszcze bardziej chronił swoją prywatność.
    Kącik jego ust drgnął nieznacznie, ale w tym geście kryło się więcej obserwacji, niż rozbawienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Cześć Ji — przywitał się krótko, swoim zwyczajowym lekko znudzonym tonem, grzebiąc ręką w wewnętrznej kieszeni marynarki, z której wyciągnął paczkę fajek. Uzależnienie, z którym notorycznie przegrywał. Nie żeby kiedykolwiek szczególnie starał się rzucić. Wsunął jednego między wargi. Trzymał go lekko w kąciku ust i odpalił zapalniczką, w sposób, który miał sprawiać nonszalanckie wrażenie.
      — Palisz? — zapytał po krótkiej pauzie.
      Nie podchodził jednak bliżej, nie chciał narzucać mu obecności. Był cierpliwy, kiedy ktoś inny balansował na granicy wytrzymałości i może właśnie dlatego, zamiast wprost mówić, że cieszy się z tego niespodziewanego spotkania, pozwolił, by to Jiyoung zdecydował, czy w ogóle chce się z nim dzielić tym kawałkiem balkonu.

      Min

      Usuń
  3. Na uścisk zareagował wolniej, niż powinien. Nie spodziewał się tego. Ramiona Jiyounga zamknęły się wokół niego szybciej, niż zdążył zareagować, i przez moment stał sztywno, jakby jego ciało nie wiedziało, co zrobić z nagłą bliskością. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś przytulił go w tak prosty, bezpretensjonalny sposób. To było… obce i nagłe, jakby te wszystkie lata przerwy dało się skreślić jednym gestem, a oni widzieli się nie tak dawno temu.
    Minhyun przez krótką chwilę dawał wygrać zaskoczeniu, przyzwyczajony bardziej do dystansu i ojcowskiej surowości, niż bliskości, czy serdecznego dotyku. Nie odepchnął jednak chłopaka, pozwalając by ramiona oplotły go mocniej, a po sekundzie odetchnął, sam uniósł dłoń i nim Jiyoung zdążył się od niego odsunąć, poklepał go lekko po plecach. W środku coś się w nim poruszyło. Był zaskoczony tym, jak znajome okazało się to ciepło, choć przecież minęły lata. Tyle czasu, że zdążyli dorosnąć, zmienić się, wrosnąć w inne życia. Było w tym coś absurdalnego. Czas upłynął, a on nagle poczuł się znowu jak ten chłopak ze szkoły średniej, który potrafił się śmiać głośniej i wierzył, że niektóre przyjaźnie są odporne na wszystko. W szczególności ta, którą dzielili, bo to Jiyoung potrafił wyciągnąć go z milczenia i zamykania się w swojej szczelnej bańce.
    — Hej, spokojnie… — odezwał się cicho, niemal z rozbawieniem, choć w jego głosie brzmiała nuta zakłopotania. — To nic takiego.
    Zerknął na przyjaciela z lekkim uśmiechem, tym rzadkim, półuśmiechem, który rozjaśniał mu twarz tylko na chwilę, zanim znów wróciła do neutralnego wyrazu.
    — M-hm — Każdy tutaj coś brał, palił albo pił. Inaczej się nie dało. Ale nie dyskutował z wyborem Youna.
    Zaciągnął się papierosem, jakby to miało go uspokoić.
    — Minęło trochę czasu, co? — dodał, tym razem spokojniej, tonem sugerującym, że sam nie do końca wie, jak nazwać wszystkie emocje, które obudziło w nim to spotkanie. Brzmiało to bardziej neutralnie. Minhyun nie potrafił grać przesadnej ekscytacji, ale w jego głosie dało się wyłapać cień… czegoś. Zaskoczenia? Może ulgi. A może nawet czegoś, co przypominało skrywaną radość. Bo tak, ucieszył go widok znajomej twarzy i to nie pozornie znajomej, takiej które widuje się często na salonach, bo każdy z ich środowiska tam bywa.
    Może zareagowałby żywiej gdyby nie fakt, że słowo hyung wystarczyło, aby nieprzyjemne myśli zaczęły do niego wracać. Hyung… dla niewielu był kimś takim, kimś w rodzaju starszego brata. Ostatni raz słyszał ten grzecznościowy zwrot trzy lata temu, przez telefon, od Jaehyuna - swojego brata. Później już nie otaczał się nikim, kto mógłby to powiedzieć. Był też czas, w którym po prostu tego nie tolerował. Aż do dziś.
    Poprawił mankiet marynarki i przekręcił się nieco, by wesprzeć się ramionami o barierkę. Jego wzrok przesunął się po migoczących w dole światłach i małych sylwetkach poruszających się po chodniku.
    Strzepnął popiół z końcówki papierosa.
    — Kto Cię tu zapędził?
    Min sam nie przepadał za tego typu spędami. Nie chodziło o sam tłum, spojrzenia i wymuszone konwenanse. Raczej o fakt, że połowa z tych ludzi ściskała ci dłoń, by za chwilę odwrócić się i z kimś innym plotkować na Twój temat. Aczkolwiek musiał przyznać, że Nowy Jork był całkiem łaskawy i wiele rzeczy, w naginaniu marginesu, tolerował. Minhyunowi podobało się również to, że tutaj stał się bardziej anonimowy i znaczna część rówieśników miała go najzwyczajniej w świecie gdzieś.
    — Chyba, że zwyczajnie masz dość tego cyrku, w takim przypadku możemy się stąd po prostu ewakuować? — zaproponował.

    Min

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę, jestem strasznie głodny… Minhyun miał ochotę się zaśmiać. Nie głośno, raczej tak wewnętrznie, kiedy kąciki ust próbują cię zdradzić. Entuzjazm chłopaka w ogóle się nie zmienił, a jego energiczna aura nie zniknęła. Patrząc na niego miał wrażenie, że może jednak pewne rzeczy się nie zmieniają. W liceum Jiyoung zawsze przemycał przekąski, ile razy też Minhyun zabierał go na popołudniowe tteokbokki, gdy młodszy chłopak przysięgał, że padnie z głodu nim dotrze do domu po lekcjach. A teraz zatoczyli koła i po tylu latach, znów, zaczynali od jedzenia.
    W ostatnim czasie miał wrażenie, że jego ramiona są zawsze sztywne, a plecy prostsze, wzrok bardziej dyskretny, myśli skrzętnie skrywane za tym co ludzie chcieli od niego usłyszeć. Był wyćwiczony do granic możliwości w kulturalnych frazesach i sprawianiu wrażenia poukładanego chłopaka. Minhyun nie był typowym buntownikiem, w jego wydaniu wszystko odbywało się w ciszy, nie przyciągał spojrzeń w klasyczny, krzykliwy sposób. Jednak Jiyoung wystarczyło, że na niego spojrzał i cała ta fasada pozornego spokoju i dystansu, kurczyła się.
    Minhyun wypuścił cichy oddech, cień rozbawienia przebił się przez jego zwykle spokojny ton.
    — No tak, wiedziałem, klasyka.
    Każdy sądził, że posiadanie majętnych, wpływowych rodziców wiążę się z wianuszkiem przywilejów. Oczywiście, miało to swoje zalety i karty kredytowe rodzicieli otwierały wiele z niedostępnych drzwi, aczkolwiek miało to po równo negatywów. Jak na przykład posługiwanie się ich wizerunkiem, by się pokazać, by odhaczyć pewne konwenanse. Minhyun coraz gorzej radził sobie z byciem marionetką w rękach ojca i spełnianiem jego oczekiwań, gdy rosło w nim tyle pytań.
    — Znam dobre miejsce niedaleko. — Nie czekając na odpowiedź, czy jakiekolwiek pytanie, Min zgasił papierosa na balustradzie i wyrzucił go do stojącej przy wyjściu na balkon, wysokiej popielnicy.
    Jak tylko wszedł do środka, gwar rozmów natychmiast go otoczył. Zerknął przez ramię na podążającego za nim Jiyounga, czy czasem nie wciągnął go do rozmowy jakiś nieproszony, inny gość i przeciskał się przez zebranych. Po jeździe windą i kilku szybkich dzień dobry i nie dziękuję dalej, znaleźli się w końcu na zewnątrz, gdzie zwolnił kroku.
    — W tamtym kierunku. — Skinął głową w kierunku skrzyżowania, dłonie wsuwając do kieszeni spodni.
    W Nowym Jorku przebywał już dwa lata, więc zdążył poznać miasto dość dobrze. Próbował nowych miejsc, odwiedził większość muzeów, a liczne zielone parki znał jak własną kieszeń. Lubił tutejsze kawiarnie i pizzę sprzedawaną na kawałki, ale i tak niekiedy dopadała go tęsknota za koreańskim, nocnym życiem. W domu ostatnio bywał tylko po to by odbębnić rodzinne spotkania, a tak trzymał się od Korei i ojca na dystans. Zresztą i vice versa, gdy pojawiają się problemy, najprościej jest je odesłać kilkanaście tysięcy kilometrów dalej.
    — Żebyś nie musiał pytać, to nie fast food. I nie żadna elegancka knajpa. Przeżyjesz. — wyjaśnił z nieco powściągliwym, ale szczerym uśmiechem. — I na pewno się najesz. — zapewnił przypominając sobie syte porcje serwowane w niewielkiej knajpce wciśniętej pomiędzy pralnię, a sklep papierniczy. — Mają genialną wołowinę w sosie pieprzowym. — dodał przyglądając mu się kątem oka, gdy szli równo mijając neonowe szyldy, a zapach smażonego jedzenia unoszący się powoli w powietrzu, przypominał o dawnych czasach.
    W oczach Youna odbijała się znajoma wesołość, optymizm, który ciężko było zapomnieć, nawet pomimo ostrzejszych rys twarzy i uwydatnionych kości policzkowych. Nawet przewaga w centymetrach nie była już tak bardzo widoczna jak kiedyś.

    Min

    OdpowiedzUsuń
  5. Sposób w jaki Jiyoung niemal zdrobnił jego imię, wywołało u niego… coś zaskakującego, jak echo sprzed lat, kiedy to na szkolnych korytarzach wołali na siebie podobnie, bez zastanowienia. O dziwo, dziś brzmiało to tak samo, miękko, może nawet bezpiecznie, chociaż wtedy nie był wszystkiego tak bardzo świadomy, chociaż teraz nie był tym samym chłopcem co kiedyś.
    Mimo to, nie mógł powstrzymać się, by nie pomyśleć, jak szybko minęły te wszystkie lata. Jakby ktoś jednym ruchem zamknął cały rozdział ich nastoletniego życia, a otworzył nowy, dużo surowszy, z mniej oczywistymi odpowiedziami i o wiele trudniejszymi pytaniami. Może dlatego to jedno słowo, wyrwane ze wspólnej przeszłości, sprawiło, że coś w nim lekko zadrżało.
    — Nie martw się tym — odpowiedział spokojniej, niż początkowo zamierzał, unosząc kącik w lekkim uśmiechu. — To naprawdę żaden kłopot. — dodał. Decydując się na opuszczenie gali, nawet przez myśl nie przeszły mu potencjalne kłopoty. Zresztą i tak odbębnił swoje, uścisnął więcej niż kilka dłoni i wymienił więcej niż kilkanaście uprzejmości, nie zapominając przekazać gratulacji, czy pozdrowień od ojca.
    Przypomniał sobie, jak jeszcze kilka godzin temu przekonywał samego siebie, że obecność na premierze to wyłącznie kwestia grzeczności. Sugestia ojca, a raczej subtelna presja, której nie wypadało zignorować. Jeszcze nie teraz. Ostatnio i tak wystarczająco mocno balansował na granicy jawnego buntu. Zawieszenie studiów, o czym ojciec nie miał pojęcia, było decyzją, która i tak wcześniej, czy później ściągnie na niego burzę. Gdyby wiedział, że marnował czas, znowu zapewne w jego mniemaniu, wściekłość mężczyzny mogłaby przekroczyć wszelkie dotychczasowe granice. Dlatego Minhyun starał się, z reguły, nie rzucać w oczy i trzymać się na uboczu.
    Odchylił się lekko do tyłu, pozwalając, żeby cisza na moment wypełniła przestrzeń między nimi. Cenił tę chwilę oddechu, dającą możliwość uporządkowania myśli. Spotkanie z Jiyoungiem działało na niego dziwacznie, niby kojąco, choć spędzili ze sobą dopiero, zaledwie, godzinę, a z drugiej jednocześnie burzyło spokój, do którego zdążył się przyzwyczaić. Może dlatego, że Jiyoung był kimś, kto znał go na długo przed tym, jak zaczęły się wszystkie komplikacje. Kimś, przy kim nie musiał udawać, że jest kimś innym. To było rzadkie, a przez to zaskakująco cenne.
    — Poza tym — dodał znów unosząc wzrok na Jiyounga — cieszę się, że na siebie wpadliśmy. Naprawdę. Nie spodziewałem się. — przyznał nie spuszczając spojrzenia. — Zresztą to naprawdę dobry kawałek wołowiny, warty każdej ojcowskiej reprymendy. — dodał z cieniem rozbawienia, wskazując na talerze, które kelnerka przed chwilą przed nimi postawiła.
    I choć wiedział, że obaj się zmienili na swój sposób, że życie zdążyło popchnąć ich w różne strony, to sam fakt, że mogli dziś siedzieć przy jednym stole i rozmawiać, czego skrycie mu brakowało, sprawił, że poczuł się… odrobinę lżej.
    — Jak ci się właściwie tutaj żyje? Sam siedzę tutaj już ze… dwa lata? Chyba tak, boże ten czas tak szybko leci… ale chyba w końcu się przyzwyczaiłem. — przyznał wzruszając ramionami. Cóż, nie miał wyjścia, ostatnie lata były wypełnione przeprowadzkami. — Aż dziwne, że wcześniej na siebie nie wpadliśmy. — dodał, choć zdawał sobie sprawę, że w głównej mierze to mogła być akurat tylko jego wina.

    Minnie

    OdpowiedzUsuń
  6. Minhyun był dobrym obserwatorem, zwykle jednak nie komentował wielu swoich przemyśleń. Nie dlatego, że był ignorantem, a dlatego, że nie chciał wchodzić w czyjąś przestrzeń z butami. Niekiedy też dlatego, że łatwiej było pewne sprawy przemilczeć niż się z nimi mierzyć. Ale odkąd jego brat… zmarł obiecał sobie, że nigdy więcej nie będzie milczał jeśli cokolwiek go zaniepokoi, że nie zrzuci żadnych sygnałów na karb chwilowego stresu, czy przemęczenia. Nawet jeśli będzie to dla niego niewygodne i trudne.
    Dlatego też nie musiał długo przyglądać się Jiyoungowi, by zauważyć jak nerwowo drgają jego palce, a oczy przygasły na wzmiankę szkolnej wymiany i pobytu w Stanach.
    Minhyun pamiętał, gdy pierwszy raz wyprowadził się z domu. Był wtedy, mniej więcej w wieku Ji, nigdy nie opuszczał domu na dłużej niż tydzień wakacji. Był dojrzałym i zaradnym nastolatkiem, ba był już takim dzieckiem, potrafił się dostosować, ale mimo wszystko okropnie tęsknił za domem, za bratem i znajomym językiem, czy jedzeniem. Europa była ciekawym miejscem, ale też swojego rodzaju karą za pierwsze wybryki jakich dopuścił się w Seulu. Zdaniem ojca najłatwiej było rozwiązać problem wysyłając go jak najdalej od domu. Każda kolejna przeprowadzka i zmiana uczelni wpływała na szybkość adaptacji do nowego miejsca. I fakt, że przestał związywać się z jednym miejscem, czy ludźmi, których poznawał.
    Przeżuwał spokojnie kawałek mięsa, zastanawiając się co mógłby mu odpowiedzieć, by go niepotrzebnie nie zdołować.
    — Z czasem powinieneś się przyzwyczaić. — stwierdził neutralnie. — Nowy Jork to nie Seul i nigdy nim nie będzie, ale pamiętaj, że to czasowe. Nikt nie może kazać ci zostać tu jeśli nie będziesz tego chciał. — dodał. Jak łatwo było to powiedzieć, gładko kłamać, gdy samemu robiło się dokładnie odwrotnie. On ostatnie cztery lata spędzał tam gdzie mu wskazano. — Ale co ja tam mogę wiedzieć, Columbia to moja czwarta uczelnia. — przyznał jakby chciał się usprawiedliwić.
    — Dobrze, że się z kimś widujesz. — Uśmiechnął się nieznacznie i przeniósł wzrok na kawałki pieczonych ziemniaków, w które wbił widelec. Zmarszczył nieco brwi zastanawiając się jakby mógł to zinterpretować. — Zawsze byłeś nieznośnie ambitny, więc dobrze, że ktoś wyciąga cię znad książek i z sali treningowej. — Nie samą nauką człowiek żyje, on odrobił tą bolesną lekcję, przekonując się na własnej skórze, że wiedza i ambicja nie przeskoczą wszystkich kłopotów, nie zastąpią interakcji z ludźmi i niczego nie naprawią za ciebie. — Ale jak już zrobisz karierę i ludzie będą zatrzymywać cię na ulicy, to poproszę autograf po starej znajomości. — dodał lżejszym tonem, przemycając nieco rozbawienia.
    Jeśli ktoś miał osiągnąć sukces, wierzył, że to może być właśnie Jiyoung. Minhyun również był bystrym uczniem, wchłaniał wiedzę jak gąbka i potrafił ją przekuć w realne słowa i akcję, ale nie posiadał talentu, którego nie brakowało młodszemu chłopakowi. Był po prostu inteligentny i analityczny, a Ji… Jiyoung jest… wyjątkowy na swój szczególny sposób.
    — Jeśli chcesz możemy złapać się od czasu do czasu — zaproponował, ponownie podnosząc wzrok na swojego towarzysza — jak tylko będziesz miał czas i ochotę. — dodał nieco paradziej speszony, w końcu niekoniecznie Ji mógł chcieć spędzić z nim więcej czasu. Może to spotkanie było tylko jednym, jedynym które będzie miało miejsce.
    Czy miałby mu to za złe? Nie.
    Czy byłby nieco rozczarowany? Być może.

    M.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na twarzy Minhyuna pojawił się weselszy uśmiech, gdy chłopak zareagował szczerym, niekrytym optymizmem na jego propozycję. Bo tak naprawdę to wyjście mogło być czysto grzecznościowe, wygodniejszym rozwiązaniem niż spędzanie czasu na sztywnej gali. Nie byłoby to dla niego żadnym zaskoczeniem, gdyby po wstaniu od stołu, ich kontakt znów się rozmył. Dlatego ten pozytywny wybuch dał mu nadzieję, że tak się nie stanie. Sam nie był osobnikiem, który naciskał na kontakt z innymi, w szczególności jeśli nie widział zainteresowania po drugiej stronie.
    — Cieszę się. — przyznał, by zaraz unieść nieco brew na propozycję Jiyounga. Ostatni raz widział go na scenie bardzo dawno, jeszcze w czasach szkolnych. Na pewno przegapił progres przyjaciela, dlatego teraz nie mógł przepuścić okazji, by nadrobić stracony czas. Zresztą lubił oglądać różnego rodzaju występy, a kontakt ze sztuką, różnej maści, bardzo sobie cenił.
    — A nie powinieneś zaprosić tej… jednej osoby, z którą się ostatnio widujesz? — rzucił niby od niechcenia, ale ton miał lekki, wręcz zaczepny, jakby chciał sprawdzić reakcję Jiyounga. — Nie chciałbym komuś zająć miejsca w pierwszym rzędzie. — dodał. Na jego twarzy nie było widać większego napięcia, ale w kącikach ust czaił się cień drobnego rozbawienia.
    Widząc jednak, jak tamten momentalnie spiął się w ramionach, jakby słowa od razu w niego uderzyły, Minhyun roześmiał się cicho i pokręcił głową. Nie chciał go wpędzać w niepotrzebne zakłopotanie swoimi głupimi, nieco wścibskimi słowami. Nie chciał sprawić wrażenia kogoś kto poczuł się zbyt swobodnie, bo jeszcze nie do końca wiedział na ile może pozwolić sobie w towarzystwie Youna.
    — Żartuję, Jiyoung. — Zamilkł na sekundę, a potem dodał ciszej, z tą charakterystyczną dla siebie szczerością, która brzmiała jak rzadko rozdawany przywilej. — Jasne, że przyjdę.
    Przez chwilę bawił się krawędzią szklanki w dłoni, jakby potrzebował czegoś, co zajmie mu nerwy. Ale tym razem nie było w nim dystansu, raczej delikatna nuta dumy, której nie zamierzał zataić.
    Słowa padły swobodnie, bez cienia zawahania, a jednak wewnątrz Minhyuna pojawiło się uczucie cięższe, niż się spodziewał. Nie chodziło tylko o zwykłą obietnicę, widział, jak wiele dla Jiyounga znaczyła ta odpowiedź. Jego twarz rozjaśniła się niemal od razu, jakby w jednej chwili ktoś zdjął mu z ramion coś, co ważyło zdecydowanie za dużo.
    Minhyun wpatrywał się w niego przez moment w milczeniu, dziwnie świadomy faktu, że nagle nie rozmawiali już jak przypadkowo spotkani dawni znajomi. Było w tym czymś więcej, zaproszenie Jiyounga brzmiało jak próba stworzenia dla nich obu nowego miejsca w tym ogromnym mieście. Miejsca, którego Minhyun od dawna szukał.
    Przez krótką chwilę obaj milczeli, jedynie dźwięki restauracji wypełniały przestrzeń, stukot naczyń, przytłumione rozmowy przy innych stolikach, kelner pospiesznie przemierzający salę. Minhyun odchylił się lekko w fotelu, obserwując, jak Jiyoung kończy ostatnie kęsy. W jego ruchach było coś znajomego, to samo roztrzepanie przy jedzeniu, ta sama niechęć do zostawiania czegokolwiek na talerzu. Czas przez lata nadbudował wokół nich dystans, ale te drobiazgi, pozornie nic nieznaczące, wywoływały w Minhyunie ciepło, które próbował zachować tylko dla siebie.
    Kiedy kelner zabrał puste talerze, podjął decyzję bez wahania. Zwykle to on był tym, który pierwszy wstawał, kończył spotkania, zamykał drzwi. Tym razem jednak miał ochotę, by wieczór trwał dalej.
    – Chodźmy się przejść – powiedział spokojnie, tonem, jakby to była najprostsza, najbardziej oczywista propozycja. Nie pytał, nie sugerował, zaproponował to tak, jakby naturalną koleją rzeczy po wspólnym posiłku było jeszcze spędzenie razem kilku godzin.

    Min

    OdpowiedzUsuń
  8. Zazwyczaj Taeyang dbał o wszystko po swoim powrocie z nocnych wyjść. O zmycie makijażu, nawet jeśli resztki cienia do powiek miałyby otaczać jego oczy przez niechlujnie wykonaną robotę. O przebranie się w piżamę, czy przynajmniej pozbycie się ubrań z wieczora wcześniej, bo nie znosił sztywności i lepkości, jaką niosły ze sobą ‘poklubowe’ ciuchy. Zawsze pamiętał, aby zasłonić okno tuż przy łóżku, aby oszczędzić sobie nieprzyjemnego kłucia światła przez zamknięte powieki, pogłębiające jedynie potencjalne zawroty głowy, gdyby akurat tego wieczora przesadził.
    A jednak tym razem tego nie zrobił. Tym razem był zbyt zajęty czymś, czy raczej kimś innym, aby iść znaną sobie ścieżką. Bo pokusa, aby nie odsuwać od Jiyounga dłoni, była zbyt wielka; bo nietypowo rozluźniony uśmiech na ustach chłopaka zachęcał go do dalszego haczenia ustami o kącik warg czy równą linię szczęki. Nie zasłonił okien. Nie zmył lekkiego makijażu. Jedyne, co zdołał zrobić, to pozbyć się spodni i podkoszulka, pozostawionych gdzieś w otoczeniu łóżka, które zbyt intensywnie przyciągało ich obu do siebie.
    Tym bardziej, kiedy mimo wszystko niespodziewana, fala zmęczenia okryła ich wraz z wylądowaniem na materacu, a Taeyang nie zauważył, kiedy między sporadycznymi pocałunkami i wędrującymi dłońmi, zwyczajnie zasnęli.
    Coś, o czym przekonał się dopiero wtedy, kiedy nieprzyjemne ciepło rozgrzewało jego twarz, a do uszu docierał cudzy, nieznacznie wyciszony głos. Wstępnie drażniący. Przeszkadzający w leniwym poranku, na który mógł przecież sobie pozwolić ze względu na popołudniową zmianę w sklepie. Dopiero chwilę później połączony z faktem, że należał do Jiyounga. Jiyounga, który wrócił z nim do mieszkania. Który dalej tutaj był, choć za oknem było zdecydowanie za jasno, jak na ledwo rozpoczęty dzień. A był środek tygodnia
    — Czekaj — wymamrotał w poduszkę, zabierając dla siebie kilka sekund, nim pozwolił kołdrze na zsunięcie się z odkrytych pleców, kiedy po omacku starał się odnaleźć swój telefon – cudem podłączony do ładowania. Przynajmniej tyle dał rady zrobić pomiędzy o wiele bardziej przejmującymi go zajęciami — Dopiero dziesiąta — odpowiedział w końcu, odkładając telefon na wolny fragment materaca. A przynajmniej dla niego dopiero dziesiąta, pozwalająca żyć w błogiej świadomości, że miał jeszcze kilka godzin na bezczynność.
    I może właśnie ta świadomość pozwalała mu trwać w tym zrelaksowanym, niewinnym stanie, rozluźniającym narzekające cicho mięśnie, kiedy przesadnie wiercił się na łóżku, czy pozwalał na nieznaczne przeciągnięcie się, bez faktycznego ruszenia się ze swojego miejsca.
    A może słodki smak kontroli, która ledwo co nabierała kształtu, lecz wystarczająco mocno kusiła. Bo nie musiał nawet zbyt długo się starać, aby namówić Jiyounga na wyjście. Bo pierwsza, tak niewielka sytuacja, jak zostanie na noc i przespanie początku dnia, pozwalała mu na wtargnięcie w czulsze fragmenty głowy bruneta, którego nerwowe ruchy, widziane kątem oka, przypominały o tym, że Kwon nie był jedyną osobą z góry ustalonym grafikiem. O wiele mniej elastycznym niż ten jego, który kilkoma słodkimi słowami i obietnicami był w stanie nagiąć na własne potrzeby.
    I sama świadomość, że Youn wyłamał się z własnego uporządkowania uśmierzała cicho odbijający się od ścian głowy ból. A wraz z dłonią na ślepo szukającą pleców chłopaka, by móc niespiesznie, z pozornie kojącym działaniem, po nich nią przesunąć, pozwolił, aby spomiędzy ust wydostało się równie pozornie niewinne pytanie
    — Czemu ty już nie śpisz, Jiji?

    wakey wakey

    OdpowiedzUsuń