JUNG NAMGI

JUNG NAMGI — 15.10.2002 ─ ABSOLWENT ST. JUDE ─ GHOST WRITER TURNED PRODUCER ─ BYŁY NAŁOGOWY PALACZ ZIOŁA, NIEUDOLNIE STARAJĄCY SIĘ RZUCIĆ ─ TERAZ ZAWSZE Z PACZKĄ PAPIEROSÓW W KIESZENI ─ SYN AKTORA I AGENTKI NIERUCHOMOŚCI ─ 24/7 DO ZNALEZIENIA WE WŁASNYM STUDIU ─ APARTAMENT NA TRIBECA ODWIEDZANY WYŁĄCZNIE W OSTATECZNOŚCI ─ SKORUPA DUSZY TOWARZYSTWA ─ INSTAGRAM ─ RELACJE
Dym z wypalanego skręta leniwie wił się ku górze w krzywych spiralach.
Smak domieszanego tytoniu nieprzyjemnie osiadał na języku, niewłaściwie. Jakby coś było nie tak. Wytykając wszystko, co było nie tak.
Jak starte kolory koralików na zbyt luźno związanym rzemyku, za którego luźne fragmenty szarpał przy chwilach nieuwagi i niepokoju. Nieskazitelność kanapy, nienaturalnie odkrytej i niezachęcającej chłodną skórą. Rzuconą na bok sportową torbę, bardziej wypełnioną śmieciami, aniżeli swoją wcześniejszą, ciążącą nad nim, zawartością.
Bo już jej nie potrzebował. Bo duszący, spędzający sen z powiek, dług, nie istniał. A jednak wyleczona, blada blizna nieraz przypominała o sobie przeszywającym, krótkim, a piekącym, bólem pod żebrami. Wraz ze wspomnieniami, palącymi jego zmysły równie mocno, co dostający się do oczu dym; których starał pozbyć się niedbałym przetarciem oczu, jedynie pogarszając sytuację.
Chociaż wszystko powinno– było na dobrej drodze. Pełne skupienie na pasji pozwalało oddać się karierze; rozwijać ją, jak i samego siebie, finalnie budując wartość za swoim prawdziwym imieniem, zamiast wymyślnego, wymazującego go z procesu, pseudonimu.
Miał upragnioną swobodę, która wcześniej była jedynie swoją marną podróbką. Tyle możliwości, pozwalających mu na wymarzony, kiedyś sprawiający wrażenie ułudy, rozwój.
A zamiast tego czuł, jakby stał w miejscu.
Każdy z kolejnych, przypisywanych mu utworów sprawiał wrażenie niewiele znaczącego. Coraz bardziej wymagający, acz kreatywni klienci mieszali się w tłumie pozostałych, a przywdziewane uśmiechy rzadko kiedy sięgały oczu, balansując na granicy wymuszenia i grzeczności.
Bo mimo rozwoju, Namgi dalej tkwił w przeszłości. W skrycie wymienianych pocałunkach i nieśmiało splatających się palcach podczas spacerów po uliczkach Seulu. W ślepej, głupiej nadziei, że jeszcze miałby szansę do tego wrócić. Mimo panującej od trzech miesięcy ciszy. Mimo drążącej w głowie świadomości, że tak było lepiej.
Smak domieszanego tytoniu nieprzyjemnie osiadał na języku, niewłaściwie. Jakby coś było nie tak. Wytykając wszystko, co było nie tak.
Jak starte kolory koralików na zbyt luźno związanym rzemyku, za którego luźne fragmenty szarpał przy chwilach nieuwagi i niepokoju. Nieskazitelność kanapy, nienaturalnie odkrytej i niezachęcającej chłodną skórą. Rzuconą na bok sportową torbę, bardziej wypełnioną śmieciami, aniżeli swoją wcześniejszą, ciążącą nad nim, zawartością.
Bo już jej nie potrzebował. Bo duszący, spędzający sen z powiek, dług, nie istniał. A jednak wyleczona, blada blizna nieraz przypominała o sobie przeszywającym, krótkim, a piekącym, bólem pod żebrami. Wraz ze wspomnieniami, palącymi jego zmysły równie mocno, co dostający się do oczu dym; których starał pozbyć się niedbałym przetarciem oczu, jedynie pogarszając sytuację.
Chociaż wszystko powinno– było na dobrej drodze. Pełne skupienie na pasji pozwalało oddać się karierze; rozwijać ją, jak i samego siebie, finalnie budując wartość za swoim prawdziwym imieniem, zamiast wymyślnego, wymazującego go z procesu, pseudonimu.
Miał upragnioną swobodę, która wcześniej była jedynie swoją marną podróbką. Tyle możliwości, pozwalających mu na wymarzony, kiedyś sprawiający wrażenie ułudy, rozwój.
A zamiast tego czuł, jakby stał w miejscu.
Każdy z kolejnych, przypisywanych mu utworów sprawiał wrażenie niewiele znaczącego. Coraz bardziej wymagający, acz kreatywni klienci mieszali się w tłumie pozostałych, a przywdziewane uśmiechy rzadko kiedy sięgały oczu, balansując na granicy wymuszenia i grzeczności.
Bo mimo rozwoju, Namgi dalej tkwił w przeszłości. W skrycie wymienianych pocałunkach i nieśmiało splatających się palcach podczas spacerów po uliczkach Seulu. W ślepej, głupiej nadziei, że jeszcze miałby szansę do tego wrócić. Mimo panującej od trzech miesięcy ciszy. Mimo drążącej w głowie świadomości, że tak było lepiej.
ODAUTORSKO
This isn’t gonna be easy, is it? 👀
OdpowiedzUsuń[Dzień dobry, cześć! Ja co prawda jeszcze w roboczych, ale musiałam przyjść i się przywitać z tym panem, bo od razu przykuł moją uwagę. Czy dobrze kombinuję, że w przeszłości Namgi miał wypadek, był pod wpływem, i w wypadku zginął Isaac z powiązań? I stąd ból pod żebrami i blizna? Cokolwiek się nie wydarzyło, w karcie czuć dużo smutku i melancholii. Mam nadzieję, że chociaż z Danielle planujecie mu coś przyjemnego (ale komentarz izany wskazuje, że nie, haha).
OdpowiedzUsuńOd razu przychodzę też z pomysłem, a nóż widelec się spodoba, o! Jinnie też sporo myśli o przeszłości i tych lepszych czasach, i również ma obecnie poczucie, że stanął w miejscu, więc może akurat by to ich do siebie zbliżyło? Jinnie teraz próbuje realizować solowe projekty, i może od dłuższego czasu obserwował twórczość Namgiego, i teraz kiedy już nie wiąże go żaden kontrakt i działa na własną rękę, skontaktowałby się z Twoim panem z propozycją współpracy? Może nawet tuż po ogłoszeniu odejścia z zespołu, zaobserwował go na insta z oficjalnego konta, bo już wytwórnia nie będzie się o to czepiać. ;) Tak sobie myślę, że razem mogliby stworzyć coś znaczącego, przelać emocje na muzykę, być kompletnie szczerymi w tym. Co Ty na to? Jeśli coś takiego by Ci odpowiadało, bądź znalazłyby się chęci na inny wątek z moim stworzeniem, dawaj znać. :)
I baw się dobrze!]
wyglądający z roboczych Ryu Seokjin
Była prawie północ, kiedy poddała się i zrezygnowała z kolejnego przekręcania się na bok i kolejnej, nieudanej, próby zaśnięcia. Cisza w domu zdawała się zbyt głośna, powietrze zbyt nieruchome, a biały sufit rozciągający się nad głową, zbyt ciężki. Próbowała już wszystkiego, ćwiczeń z oddechem, których nauczyła się podczas terapii, wypicia herbaty, a nawet odsłuchania relaksacyjnej playlisty na YouTubie. Nic nie przyniosło zamierzonego efektu.
OdpowiedzUsuńZamiast tego, podniosła się z łóżka i zapaliła małą lampkę stojącą na biurku, przy którym też usiadła. Kolana podciągnęła do góry opierając na nich podbródek. Otworzyła laptop, który leżał na blacie przed nią, niczym pokusa, której wiedziała, że nie powinna dotykać.
Normalnie, kierując się kolejnymi zaleceniami, unikała tego o tej porze - mniej czasu przed ekranem, mniej hałasu i mniej ryzyka, że coś pochłonie ją do późnych godzin. Jej terapeuta lubił to nazywać chronieniem granic jej dnia.
Jednak tego wieczora, te granice i tak były już naruszone. Wciąż tak niewiele było trzeba.
Zaczęło się od relacji na Instagramie, której nie powinna zobaczyć - ktoś udostępnił post z artykułem muzycznym. Prawie przeklikała go nie wdając się w szczegóły. Prawie. Aż jej wzrok sięgnął imienia, którego może nie tyle starała się zapomnieć, to nie było możliwe, ale którego starała się unikać. Tak na wszelki wypadek. Tak, by chronić wspomniane granice.
Hit Lab. Remnants. Premiera. Jung Namgi...
Sęk w tym, że Danielle pomimo wiedzy, że powinna, zwykle robiła dokładnie to czego nie należało. Nie ułatwiała sobie powrotu do względnej normalności.
Mówiła sobie, że nie otworzy tego artykułu, że po raz kolejny nie będzie sprawdzała co się u niego dzieje, czy ma się dobrze, czy odnosi sukcesy i nie wplątuje się w kolejne kłopoty. Tak, czy inaczej, zrobiła to, przeczytała każde jedno słowo, każdy akapit uważnie… trzykrotnie jeśli miałaby wdać się w szczegóły.
Supeł ściskający jej żołądek nie rozluźnił się od tamtej pory.
Teraz wpatrywała się w pulpit laptopa, stukając paznokciem o drewniany blat, mnąc wargę między zębami, zastanawiając się co zrobić z natłokiem myśli, które nie dają jej spokoju cały dzień.
Machinalnie przesunęła palcami po touchpadzie, kliknęła ikonę wyszukiwarki, a następnie przelogowała się na drugie konto. To do którego nie zaglądała dość długo, to które świeciło pustkami nie licząc kilku wiadomości a’la notatek, które wisiały tam jako przypomnienie lub po prostu pamiątka. Sunęła wzrokiem po zatytułowanych wiadomościach, aż jej spojrzenie przyciągnęła liczba 1 przy zakładce z roboczymi wiadomościami. Uniosła nieco brwi i niesiona zwyczajną, ludzką ciekawością, kliknęła w nią.
To mogło być jedno, wielkie nic - autozapis, niewysłana wiadomość sprzed tygodni, o której zdążyła już zapomnieć. Wiadomość nie miała tytułu, więc otworzyła ją po kilku oddechach zawahania.
Wystarczyło jedno słowo, jedno spojrzenie na datę i godzinę, by zamarła.
Przeczytała wiadomość raz. Potem szybko zatrzasnęła laptop, wzięła kilka głębszych oddechów, by opanować to jak nieznośnie mocno zabiło jej serce. Potem przeczytała to drugi raz, wolniej. Za trzecim razem, słowa nie były na ekranie, a w jej głowie, głębsze, ubrane w jego głos. Ten leniwy, nieco przedrzeźniający ton, gdy mówił coś, czego nie chciał, aby brała zbyt poważnie.
Uśmiechnęła się nieznacznie, unosząc jeden kącik ust ku górze, by zaraz znów mocno przygryźć wargę, która zaczynała niespokojnie drżeć.
Zawsze przejmował się tym, czy jego utwory są dość dobre. Zawsze miał jakieś ale co do swoich tekstów. Zawsze coś było można poprawić, zrobić lepiej. Pamiętała jak wygląda jego sylwetka, gdy pochyla się nad konsolą, jak jego palce naciskają na brzegi kartki papieru, gdy szarpał ją ołówkiem…
Znów zatrzasnęła laptop, twarz schowała w dłoniach. Potrząsnęła głową jakby chciała otrzepać się z wrażenia jakie pozostawił.
UsuńWeź się w garść powtarzała w myślach jak mantrę.
Nie spodziewała się zobaczyć tej wiadomości… jakiejkolwiek wiadomości tak naprawdę. Minęły trzy miesiące odkąd przeprowadziła się do ojca, do Seulu. Trzy miesiące wypełnione ciszą, brakiem kontaktu, wszystkim tym co powiedzieli sobie, gdy poszła się z nim pożegnać - zerwać.
Po raz kolejny uchyliła ekran, nacisnęła nową wiadomość. Przez chwilę po prostu wpatrywała się w pustą stronę i mrygający kursor… co miała mu odpisać? Czy w ogóle powinna?
Zawsze wiedziałam, że uda ci się osiągnąć sukces, zapracowałeś na niego, więc ciesz się nim, dobrze?
Gi… jest tyle rzeczy, które chciałabym Ci powiedzieć… to usunęła.
Sama nie wiem, czy powinnam w ogóle odpisywać | to zostawiła niedopisane.
Nastaw sobie budzik, a najlepiej dwa! (może trzy uwzględniając drzemkę). Chociaż pewnie nerwy i tak nie dadzą ci się wyspać. Dobrze, że ktoś wymyślił korektor pod oczy. Chyba powinnam naskarżyć na ciebie twojemu ochroniarzowi, może on przynajmniej przypilnowałby ci obiadu…
wiem, że pewnie nie powinnam tego pisać, ale…|
nie ważne…|
nie dokończyła tych dwóch zdań, nie do końca wiedziała co właściwie chciałaby mu przekazać.
Odsłucham je jak tylko wyjdą i na pewno będą genialne! *fightin*
Potem jej palce bezwiednie sunęły po klawiaturze, pozwalając słowom płynąć.
Chciałabym odsłuchać je razem. Zwinęlibyśmy się pod kocem na twojej kanapie, ja pewnie uśmiechałabym się cały czas, a ty pewnie skubał byś nerwowo skórki wokół paznokci… to przypomina mi o twoich pierwszych krokach w Hit Labie… Albo o…
Pamiętasz tą małą knajpkę do której poszliśmy po przylocie? Nie miałam odwagi tam zajrzeć. Mijałam też klub, wiesz który, ciągle działa i ciągle ustawiają się tam kolejki…
Tęsknię za tobą, Gi… |
Wcisnęła przycisk backspace i usunęła kilka liter zdania, zamykając zaraz komputer. Nie chciała wpędzać go w poczucie winy, choć nie miała pewności, że to przeczyta. Może to był tylko przypadkowy raz, może nawet nie wiedział, że ona to przeczyta.
Odchyliła się na krześle, mrugając szybko, gdy poczuła łzy napływające do oczu.
— Przestań — szepnęła do samej siebie, naciskając palcami na zdradzieckie kąciki oczu.
Dani
Nie spodziewała się niczego konkretnego po tym jak pod niewysłanym mailem Namgiego, pozostawiła swoją wiadomość. Dlatego cisza jej nie rozczarowała.
OdpowiedzUsuńTEMAT: RE:
Mój terapeuta twierdzi, że przepisywanie myśli na “papier” może mi pomóc, sęk w tym, że z naszej dwójki to ty byłeś lepszy w doborze właściwych słów. Ale może to nie jest taki głupi pomysł, więc here I am…
Przez chwilę wpatrywała się w te linijki, palce znowu zawieszone nad klawiaturą. W głowie miała pytanie, które wracało do niej w dziwnych momentach - w kolejce po kawę, pod prysznicem, na światłach…
Zastanawiam się, czy wszystkie dobre rzeczy kiedyś muszą się skończyć?
Gi, zadaję sobie to pytanie odkąd wyprowadziłam się z NYC… czy to tylko pech, czy jednak po prostu seria niewłaściwych decyzji.
Sławni ludzi są jak gwiazdy, świecą przez jakiś czas, unoszą się wysoko, aż w końcu spadają. Czasem powoli, czasem z hukiem. Moja matka spadała. Ja… chyba też. Nawet się nie zorientowałam, kiedy dokładnie. To po prostu się dzieje i kiedy zdajesz sobie z tego sprawę, często jest już za późno.
Na biurku stygnęła kawa, a ona w myślach wciąż widziała tamte wspólne wieczory w Korei. Balkon, zapach zioła unoszący się w powietrzu, jego ramiona opierające się o kolana. I to uczucie, że tam, w tym malutkim kawałku świata, czas się zatrzymywał.
Pamiętasz jak uczyłeś mnie wciągać dym z lufki? Ja pamiętam jak próbowałeś się nie zaśmiać, gdy kaszlałam. Pamiętasz jak Minho przyszedł wtedy, sprawdzić, co u nas…? Myślałam, że zapadnę się pod ziemię…
Ale nawet my skończyliśmy się, tak po prostu. I finalnie nic nie mogliśmy zrobić jak tylko spojrzeć na siebie ostatni raz…
Wiesz, co jest najtrudniejsze w terapii? Że musisz patrzeć prawdzie w oczy, nawet jeśli wolałbyś jej nigdy nie zobaczyć. Terapeuta mówi, że to normalne, że czasem trzymamy się wspomnień tak kurczowo, że zapominamy, że w ogóle można je puścić. Ale co, jeśli ja wcale nie chcę…?
Na chwilę przymknęła oczy i zobaczyła go w jednej z nowojorskich uliczek, siedzącego za kierownicą jego auta. Kaptur ma zsunięty z blond włosów, takich jak w dniu, w którym się poznali, z uśmiechem jakby zawsze coś ukrywał.
— Dani? — Song wzdrygnęła się na fotelu przy biurku. Przeniosła wzrok na Minho, opierającego się o framugę drzwi. — Powinniśmy się zbierać jeśli nie chcesz się spóźnić. — poinformował, stukając palcem w zegarek na nadgarstku.
— Spóźnić? — zapytała.
— Studio tańca, pamiętasz? — pamiętała, ale od pierwszej wiadomości Namgiego, którą zobaczyła na mailu, była nieco nieobecna. Nikomu nie powiedziała, co znalazła na mailu, nie wspominała tekściarza, ani przy ojcu, ani przy Minho. Temat wisiał w powietrzu, ale nikt go nie poruszał, czując, że to nie jest właściwy czas.
Zerknęła na migający kursor w połowie niewysłanego maila, czy mogłaby zapisać go w szkicach i udawać, że nigdy nie powstał?
— Jasne. — Zamknęła laptopa z cichym kliknięciem. — Daj mi pięć minut.
Minho westchnął, ale kąciki jego ust uniosły się lekko, jakby wiedział, że i tak zajmie jej to dziesięć.
— Pięć. Nie jedenaście. — powiedział wycofując się z pokoju.
Dani uchyliła ekran i dopisała krótko.
czekam na Remnants…
Podniosła się z fotela pociągając ostatni łyk kawy.
UsuńStudio tańca znajdujące się na obrzeżach miasta, niedaleko domu jej ojca, nie było duże, ani jednym z tych popularniejszych. Było przede wszystkim spokojne. A Dani w ostatnim czasie potrzebowała spokoju. I zajęcia. Dlatego wpadła na pomysł, by dorobić jako trenerka. To nie było nic wielkiego, jedne zajęcia w tygodniu z gromadką głośnych dzieciaków, które miały w sobie zarażające pokłady energii. Nie było to nic nadzwyczajnego, nic co mogło spektakularnie rozwijać jej umiejętności, ale dawało pewną dozę satysfakcję i poczucie bycia przydatną, a to było nawet cenniejsze. Wprowadzało do jej dnia rutynę, obowiązek. Do tego otaczała się ludźmi, którzy nic o niej nie wiedzieli, nie znali jej przeszłości, tego czyją jest córką i czego tak właściwie tam szuka. Instruktorzy przyjęli ją z otwartymi ramionami. Mogła przy nich być po prostu Danielle. Nie panną Song, nie dziewczyną z bagażem przywleczonym, aż z Nowego Jorku.
Dani