


Camille Seo
Wiek: Tylko Instagram wie…
DNA: 50% skandal, 50% geny władzy
Ulubiony drink: Espresso martini
Styl: Coco Chanel spotyka TikToka
Status społeczny: „Zajęta”... szerzeniem zamieszania
Ulubione miejsce: W centrum dramy
Jeśli myślisz, że znasz definicję słowa „uprzywilejowana” – poznaj Camille. Córka koreańskiego miliardera, którego firmy zajmują się „czymś z AI, mózgiem i patentami, które kupuje Pentagon”, oraz nowojorskiej senatorki, która potrafi w jednym zdaniu połączyć poprawność polityczną, groźbę i zaproszenie na kolację.
Camille nie chodzi. Camille przesuwa się jak mgła Chanel No. 5 wśród tłumu. Z włosami w wiecznym idealnym nieładzie i szafą wartą więcej niż mieszkania na Manhattanie, zadebiutowała na pokazie Diora mając 17 lat i… od tamtej pory nie przestała trendować.
Jej Instagram wygląda jak terapia dla kogoś z kompleksem biedy, a jej życie — jakby ktoś wziął „Emily in Paris”, wrzucił to do blendera z „Euphoria” i zalał Dom Pérignonem.
Tak, była WAG. I to nie byle jaką. Związek z Marco D., kierowcą F1 i ekspertem od przekraczania granic (torów i związków)? Był. Skończył się. Nie wiemy, co się stało. Ona nic nie powiedziała. On próbował.
Camille nie jest influ. Ona jest walutą, którą płacisz za uwagę. Współpracuje tylko z markami, których nazwy są trudniejsze do wymówienia niż „autentyczność”. Jeśli coś reklamuje – to pewnie droższe niż twoje mieszkanie. Jeśli coś nosi – to już jest wyprzedane. A jeśli coś powie – to cytują to dzieciaki, które nie rozumieją, co znaczy „ironia”, ale chcą być jak ona.
Ona nie jest ikoną. Ona jest brandem. Bez serca? Może. Ale z zasięgami, o których inni mogą tylko śnić.
Znasz ją. Obserwujesz ją. Albo jesteś jednym z tych, których musiała zablokować.
Zazdrościsz? Prawdopodobnie. Podziwiasz? Na pewno. Rozumiesz? Nie musisz.
[A co to za miłośniczka dram się pojawiła na głównej? :D Cześć, ja co prawda jeszcze w roboczych, ale przyleciałam się przywitać. Mam nadzieję, że mocno nam tu namieszacie z tą pannicą, ja na dramy zawsze jestem chętna i gotowa. :D
OdpowiedzUsuńSeokjinnie nie podziela jej zainteresowania dramami, zwłaszcza, że niedawno też o nim było głośno. Ale jeśli znajdzie się ochota na wątek, to chętnie wpakuję go w kolejną dramę, tym razem z panną Seo.
Baw się dobrze!]
wyglądający z roboczych Ryu Seokjin
Gala Vanguard 100 miała być ukłonem w stronę nowoczesnych ikon kultury. Zorganizowana przez jeden z największych magazynów modowych i lifestylowych w Nowym Jorku, przyciągała najróżniejsze osobistości z każdej możliwej branży. Zaproszeni byli aktorzy, modele, raperzy, youtuberzy, sportowcy, a nawet niepokojąco dużo ludzi, którzy byli znani po prostu z bycia znanymi. Leo Maxwell miał być jednak jednym z gości specjalnych, nie z racji swoich sukcesów w Formule 1, ale dzięki swojej nagłej, kontrowersyjnej przerwie, o której nadal mówiono w padoku. Vanguard dobrze wiedziało, że skandale się sprzedają, a cisza medialna też mówi, bo każdy chce zobaczyć kogoś, kto zniknął. Tylko że był mały problem – Leo Maxwell wcale tego nie zrobił. Co więcej, nawet nie miał takiego zamiaru. Od ostatniego wyścigu nadal prężnie działał jako ambasador Tommy’ego, nawet jeśli w swoich social mediach bywał od czasu do czasu. Jego kontrakty trwały, a manager nadal próbował dojść do konsensusu z Ericem Mercerem. Jak dotąd, bez skutku.
OdpowiedzUsuńBez skutku też próbował przekonać Leo, aby pojawił się na wspomnianej gali.
— Nie musisz nawet udzielać wywiadów. Przyjdź, pokaż się i odejdź. Ludzie muszą wiedzieć, że nie zniknąłeś, a twoje życie ciągnie się dalej.
Miał rację. Znał tę branżę, jak nikt inny. Jako były sportowiec orientował się doskonale w środowisku, w którym żyli i wiedział, że brakowało w nim litości. Wiedział też, jak dużo potrafi przynieść błysk fleszy, jeśli ułożysz się do zdjęcia w odpowiednim kącie. Julian Vance, w czystej postaci… Tak, Leo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że miał rację. Tylko że wcale nie miał ochoty słuchać kolejnego PR-owego bullshitu, którego nienawidził równie mocno, jak całej otoczki wokół dbania o dobry wizerunek. Julian też to wiedział, ale równie dobrze rozumiał, że świat, w którym żyli, nie akceptował takiego myślenia.
— Leo, pokazujesz się na dwie minuty. Nawet nie musisz się uśmiechać. Ubranie dostajesz od Hilfigera, lądujesz na liście GQ. To nie ma nic wspólnego z F1.
Leo tylko pokręcił głową. Właśnie dlatego nie chciał iść. Nie pojawił się więc wcale, a Julianowi kazał wybronić to konfliktem harmonogramu. Albo inną pierdołą.
After Party z kolei to już całkiem inna historia…Pojawił się w apartamencie na 54. piętrze w Midtown, gdzie zebrało się dużo mniej osób niż na gali – śmietanka tej samej elity, ale bez błysku fleszy, czerwonego dywanu i wypowiedzi wyćwiczonych z działem PR-u. Był alkohol, wystawne, choć wygodne stroje i muzyka grana przez DJ-a. W kącie ktoś grał na klawiszach, ktoś inny tańczył w grupie do miksowanej muzyki, a jakaś dziewczyna robiła live’a bez dźwięku. Wiedział już więc kogo unikać. Przyszedł ubrany w czarne spodnie, jasne sneakersy i białą koszulę, których parę guzików pozostawił rozpiętymi. Na głowie miał szarą czapkę z daszkiem, a w myślach wciąż słyszał słowa Juliana, pełne dezaprobaty. Nie chciał, żeby przychodził – i w tej kwestii też pewnie miał rację. Ale tutaj nie było paparazzich, nie było fałszywych dziennikarzy, tej całej udawanej otoczki, którą nienawidził na czerwonym dywanie. Fakt, nawet i w tym miejscu nie mógł być w pełni sobą, ale było temu bliżej tutaj niż tam, gdzie znajdowały się tłumy i światła kamer.
Stał w pobliżu ściany, niedługo pozostał jednak niezauważony. Najpierw podeszła Kacey, jedna z modelek, z którą współpracował przy jednej z kampanii dla Hilfigera. Zdjęła jego czapkę, by po chwili założyć ją ponownie, tylko że obróconą.
Usuń— Tak lepiej, Maxwell. Nie ukrywaj tej ślicznej buźki — puściła mu oczko, po czym zniknęła w tłumie. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, gdy odprowadził ją wzrokiem. Może miał jeszcze choć jednego przyjaciela w tym świecie… A może nawet dwóch. Raphael de la Vega, hiszpański fotograf, który często bywa w Nowym Jorku, pojawił się przed nim zaraz po Kacey. Leo ufał mu od początku, bo Raph, w przeciwieństwie do większości fotografów w branży, nie sprzedawał zdjęć do prasy. A ponad wszystko, był autentyczny. Przywitali się, a mężczyzna wydawał się szczerze zmartwiony trwającą, medialną sytuacją. Leo zaczął więc opowiadać. Oczywiście na tyle, na ile mógł.
I wtedy ją zauważył. W czerwonej jedwabnej sukni, z idealną fryzurą i jeszcze bardziej perfekcyjnym makijażem. Nie był pewien czy to wina światła, które padało na nią z boku, czy może przez to, w jaki sposób siedziała przy barze, ale wiedział, że nawet jeśli udawała obojętną, wcale tak nie było. Dostrzegał to, jak spięte były jej ramiona, jak i ten gest, w którym znikała dłoń. Nie mógłby przecież ot tak o tym zapomnieć… Ani o niej.
Tamtej nocy nie planował być długo na kolacji, a podwózka Camille – miłą przysługą. Chciał tylko wrócić do domu, zrzucić z siebie ubrania i przy okazji cały ciężar minionych godzin. Nie wiedział więc czy to kwestia alkoholu, czy może tego, co między nimi zaiskrzyło w minionym czasie, ale została. I czas mijał, a wszystko wokół rozmyło się w barwach przyjemności i nocy, której nigdy nie mógłby zapomnieć. Ani tego, jak słodko smakowały jej pocałunki, jak aksamitna była jej skóra, jak uzależniający był jej zapach. Wszystko, co zadziało się tamtej nocy w jego sypialni, do teraz trwało w powietrzu. Jego apartament w Tribeca nigdy nie był już taki sam po tym, jak Camille Seo pobłogosławiła go swoją obecnością. A potem zostawiła po sobie tylko ślad ciepła w pościeli – i brak wiadomości, podobnie jak on.
Być może właśnie dlatego nie podszedł, przynajmniej nie od razu; nie po tym, jak zostawił to wszystko tak po prostu bez słowa. Wiedział, że już go dostrzegła. Teraz już oboje wiedzieli, że byli znów tutaj, w tym samym mieście, z tym samym ciężarem w spojrzeniu. Wiedział też, że jeśli przebije się przez ten mur i podejdzie, coś się rozbije niczym szkło. Ale jednocześnie zdawał sobie też sprawę z tej nieuchronnej prawdy, że jeśli nie podejdzie, będzie żałował. Może nie od razu, ale z pewnością później już tak, w swoim łóżku. Albo któregoś ranka, kiedy znajdzie na szafce tę cholerną czerwoną szminkę, którą przypadkiem kiedyś zostawiła.
Nie wiedział więc nawet kiedy, ale przeprosił Raphaela i ruszył – powoli, z wyczuciem, prosto w jej kierunku, aż znalazł się już obok niej. Przez moment milczał, rozglądając się wokół, jak gdyby bał się, że ukradkiem ktoś zrobi im zdjęcie i wrzuci do sieci. A przecież furia Marco to ostatnie czego mu teraz potrzeba. Z drugiej strony, czy naprawdę tak go to martwiło?
— Cześć, Cami — przywitał się w końcu, patrząc prosto w jej oczy, w których starał się nie rozpłynąć.
I wanna make my mind up ‘cause I know where this might go
Leo ✨️🥂
[ Hej, hej!
OdpowiedzUsuńCiekawa postać z tej twojej pani! Kto nie lubi dram, huh? Coś o tym wiemy hahaha xD
Chętna na wątek jestem zawsze - co ty na to na obmyślenie czegoś na mailu? ]
Caleb Kang
— Julian też pewnie tego nie zakładał, a oto jestem — odpowiedział z nutą przekory. Ci, którzy znali go bliżej, jak Camille, dobrze wiedzieli, że potrafił dać w kość swojemu managerowi. Ale przecież nie o Juliana tu chodziło. Spojrzał więc badawczym wzrokiem na brunetkę, nie odrywając od niej wzroku. Pozwolił, by jej słowa zawisły w powietrzu, jak gdyby chciał, aby ich ciężar i intensywność były odczuwalne w każdym zakamarku ich ciała. Tak, jak wtedy, gdy tamtej nocy postanowili przerwać to napięcie i dać upust temu, czego w rzeczywistości chcieli już od dawna.
OdpowiedzUsuńCamille nigdy nie była więc przypadkiem. Nie była kimś, kto przypadkiem trafił do jego apartamentu, a potem – do jego sypialni. Dla wielu mogła być znaną influencerką, a jeśli nie, to z pewnością dziewczyną, która nie raz, nie dwa pojawiła się na czyimś for you page. Dla zapaleńców motorsportu, jakim była Formuła 1, Camille Seo była z kolei znaną WAG. Jako dziewczyna Marco dość szybko rzuciła się w oczy i to nie tylko fanom czy dziennikarzom, ale również jemu samemu. Była hipnotyzująca w swojej niezależności, w tym jak łatwo przyciągała uwagę i potrafiła ją utrzymać. Była uzależniająca, a ten, kto choć raz poznał smak jej uwagi, z pewnością nie potrafił odpuścić od tak. To wówczas Leo zrozumiał, że Marco miał spore szczęście, choć nie potrafił zrozumieć, co kobieta, jak Camille Seo, w nim dostrzegała. Tłumaczył to sobie czystą, nieukrywaną niechęcią wobec tego mężczyzny, ale rozsądek podpowiadał, że był daleko poza jej ligą.
Potwierdziło to ich rozstanie, do którego Leo wcale się nie przyczynił, a jednak czuł się tak, jak gdyby było zupełnie odwrotnie. Bo Camille nigdy nie była przypadkiem w jego życiu… Już pierwsza ich rozmowa, pierwsza wymiana spojrzeń i pierwszy odwzajemniony uśmiech zdradził iskry chemii, która zrodziła się między nimi. Leo wcale nie był zainteresowany odbiciem dziewczyny kierowcy, z którym jawnie rywalizował. Nie potrzebował takiego skandalu. Szczerze mówiąc, nie pasowało mu nawet to, jak prasa śledziła każdy jego krok, by powiązać go z Camille. Nie wiedział jednak, co denerwowało go bardziej – ta ich arogancja i wścibskość, czy może świadomość, że w rzeczywistości wszystko to było prawdą. Nie byli przecież dla siebie tylko przyjaciółmi – to nigdy nie istniało między nimi. Nie mogło, gdy od dnia pierwszego marzył o tym, by poczuć smak jej ust. Każde kolejne spotkanie, każde krótkie spojrzenie, nawet niepozorne gesty – wszystko to Leo chłonął niczym powietrze. Początkowo był przekonany, że to tylko ciekawość, powierzchowna fascynacja pięknem i charyzmą Camille. Jednak z czasem zauważył, jak jego myśli krążą wokół niej dłużej, niż powinny, jak w chwilach ciszy to właśnie jej obraz pojawiał się pierwszy. Jej śmiech, który potrafił rozjaśnić nawet najgorszy dzień, sposób, w jaki unosiła brew, gdy chciała być złośliwa i jej niewymuszona pewność siebie – wszystko to zaczynało tworzyć w nim coś znacznie więcej niż tylko zwykłe zauroczenie. Zaczął dostrzegać, że niezależność Camille nie była murem, ale zaproszeniem do odkrywania jej prawdziwego ja. To wyzwanie działało na niego jak magnes – zamiast się wycofać, chciał być tym, który przełamie dystans i pozna ją na wskroś. Nie wiedział jeszcze, czy to była miłość, czy jedynie silne pożądanie, ale jedno było pewne – już dawno przestał ignorować to, co czuł. Sęk w tym, że tylko przed samym sobą.
Wziął głęboki oddech, po czym oderwał wzrok od brunetki i rozejrzał się wokół. Serce zabiło mu odrobinę za szybko.
Usuń— Co u ciebie? — zapytał, tym samym ignorując wcześniejsze słowa Camille. Nie ze złości albo żalu. Najzwyczajniej w świecie nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Że też się cieszy? A może, że jej nie wierzy? Że tęsknił? Że wariuje, gdy nie ma jej w pobliżu? Nic z tego nie mogło wybrzmieć z jego ust. Co więcej, żaden jego gest nie mógł tego pokazać. Dlaczego więc czuł się tak, jak gdyby każde nawet jego spojrzenie zdradzało do jakiego szaleństwa go doprowadzała?
And what the hell were we? Tell me we weren't just friends, this doesn't make much sense, no
Leo 🖤🌙
i jeszcze więcej czytania bzdur na swój temat.
OdpowiedzUsuńNa jego twarzy pojawił się grymas przypominający uśmiech, a jednocześnie skrzywienie pełne dezaprobaty. Rozumiał. Oczywiście, że rozumiał – i to jak nikt inny. Właśnie dlatego odciął się od social mediów, dając sobie czas na regenerację, która na razie leciała mu jak krew z nosa – żmudnie, frustrująco, boleśnie. Minęło dopiero kilka tygodni, nawet nie miesiąc, a on już czuł intensywne zmęczenie wszystkimi clickbaitowymi nagłówkami w internetowych artykułach, tweetami, które miały tylko podsycić już i tak dziwną atmosferę w motorsporcie, tiktoki wyrwane z kontekstu… Sytuacja nie była dla niego łatwa. Nawet jeśli Hawthorn Racing wydało oświadczenie, że to tylko przerwa, Leo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że praktycznie został bez kontraktu. W połowie sezonu wyleciał z zespołu, Pierce wciąż się do niego nie odzywał, a Hawthorn Racing zdawało się niczym nie przejmować. Wiedział, że czasu już nie cofnie, ale w duchu liczył, że na kolejny sezon uda mu się załatwić sobie miejsce w którymś z zespołów. Był przecież wybitnym kierowcą, więc powinien, prawda?
No właśnie, powinien. Ale życie tak nie wyglądało, a po tym, jak Eric zadbał o to, by media zaczęły malować go jako niestabilnego emocjonalnie egoistę, zaczynał wątpić, że którykolwiek zespół chciałby z nim współpracować. Julian cały czas powtarzał, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Leo z kolei zaczynał w to wątpić.
Zapominał jednak, że życie nie kręciło się tylko wokół niego, a mówiąc o swoim temacie, Camille nie miała na myśli jego, a siebie samą. Maxwell zdążył jednak tak bardzo skupić się na swojej przyszłości i karierze, że zdawało się, jak gdyby kompletnie umknęło jego uwadze, że wszystko to odbijało się rykoszetem na Camille. Ot, po prostu, bo mediom brakowało wrażeń, bo zrujnowany sezon Leone Maxwella to za mało, bo potrzebowali bardziej i więcej. Bo trójkąt miłosny brzmiał lepiej niż konflikt zespołowy. Malowanie Leo Maxwella jako kogoś, kto rozbił związek swojego rywala, przynosiło zyski. Łatwo było na portalach plotkarskich wypisywać wyrwane z kontekstu wypowiedzi, a na tiktoku tworzyć serie, które miały potwierdzić rzekomy romans ich dwójki. A to wszystko to przecież stek bzdur, sam szum, który nic nie znaczy, a zagłusza myśli… Oboje znali prawdę. I chciałby móc przyznać, że tylko to się liczyło, ale wiedział, że nie mógł.
— Kto wie, co siedzi mu w głowie… — odpowiedział, wzruszając ramionami — Jeśli nabrudzę, to i tak po mnie posprząta. To przecież Julian — dodał z nutą rozbawienia w głosie, choć mówił w pełni poważnie. Wiedział, że mógł liczyć na swojego managera, nawet jeśli nie był zadowolony z tego, co łączyło Camille i Leo. Ten nigdy nie powiedział mu o tamtej nocy; wiedział, że jeśli by to zrobił, Julian by go ukatrupił. Niejednokrotnie mu przecież powtarzał, że Camille nie może przychodzić do jego apartamentu, że to ryzykowne, że paparazzi są wszędzie. Że jednym fałszywym krokiem zepsują sobie wszystko… Te długie tygodnie ciszy były na rękę jego managera. Leo przez chwilę myślał, czy aby nie dlatego Julian nie chciał go na After Party. Westchnął, bo w duchu znał odpowiedź.
Gdy dotarły do niego kolejne słowa brunetki, milczał. Nie był do końca pewien, co mógłby jej odpowiedź… Nie chodziło przecież o to, że plotki rozwaliły jego kontrakt. Jeśli Leo przyczyniłby się do ich rozstania, co najwyżej miałby przekichane w padoku, ale to, że teraz nie jeździł, miało dużo gorsze tło. W jednym jednak miała rację, odbiło się to echem tam, gdzie nie powinno – prosto w jego sercu i umyśle. Bowiem tamta noc nie była jedną z tych, które łatwo zapomnieć, a Cami nie była przypadkową kobietą poznaną w pierwszym lepszym klubie. Była tą, która wygodnie rozsiadła się w jego umyśle i jednym spojrzeniem rozbroiła wszystko, co miało chronić go przed fascynacją, którą ją obdarzył. Tamta noc odbiła się echem na jego sercu i umyśle, bo od tamtego czasu już żaden dzień nie był taki sam. Nie mógłby, gdy wciąż pamiętał ciepło jej skóry, każdy strużek potu tańczący po jej ciele, nierówny oddech znajdujący harmonię z jego własnym. Pamiętał palce jej dłoni malujące ślady po jego plecach, słodko-słony smak skóry na jej szyi, głębię jej pocałunków. Pamiętał każdy detal tamtej nocy, nawet to jak było parno i ciemno, a jedyne, co oświetlało piękno Camille Seo, to blask księżyca. Czasem zdawało mu się, że od tamtej chwili nie potrafił świecić już tak mocno.
UsuńAż do teraz.
— Nie powinnaś się tym tak przejmować — odparł i spojrzał na nią, przechylając lekko głowę w bok — Oboje przecież wiemy, jak było… — dodał, patrząc jej głęboko w oczy. Nie sądził jednak, że słowa te będą niosły za sobą aż takie napięcie. Wziął głęboki oddech i odwrócił wzrok, a kącik jego ust ledwo drgnął, jak gdyby powstrzymywał się przed uśmiechem. Palcami muskając nieświadomie linię szczęki, przeniósł ciężar ciała na jedną nogę — Poza tym, chyba bierzesz to wszystko za bardzo do siebie, choć nie musisz — zauważył — To nie twoja wina — oświadczył stanowczo, a w jego głosie pojawiła się ta ciepła nuta, którą obdarzał niewielu.
these things I’m thinking when you’re looking in my eyes…
Leo 🖤🌙