PARK SOYOUNG
23 LATA | STUDENTKA KIERUNKU BIZNESOWEGO NA UNIWERSYTECIE EHWA | CÓRKA PREZESA P:SKN - JEDNEJ Z WIODĄCYCH MAREK PIELĘGNACYJNYCH W KOREI ORAZ SIECI LUKSUSOWYCH GABINETÓW KOSMETYCZNYCH | SEUL - GANGNAM | WYCHOWANA BY ODZIEDZICZYĆ RODZINNE IMPERIUM | LAWIRUJE MIĘDZY KORPORACYJNYMI OCZEKIWANIAMI, A CASTINGAMI | INSTAGRAM
Nikt nigdy nie widział jej dwa razy w tej samej sukience. Perfumy - zawsze te same, słodkie i nieprzyzwoicie drogie. Skóra gładka. Plecy proste, nienaganna postawa. Uśmiech - delikatny, wręcz rozbrajająco naiwny, ale wystarczy spojrzeć w jej oczy, żeby zrozumieć, że nic w niej nie jest przypadkowe.
Otula się Bottegą jak inni otulają się kocem - miękko, z lekceważeniem, które zdradza jedno - luksus jej nie przytłacza, on ją definiuje. Mówi w jej imieniu, zanim jeszcze zdąży się odezwać.
Urodziła się z nazwiskiem, które otwiera drzwi szybciej niż klucze do apartamentu w Lotte World Tower. Córka prezesa imperium, które sprzedaje sen o pięknie w szklanych słoiczkach. Ludzie mówią, że urodę ma we krwi - ale ona wie, że to coś więcej niż dobre geny. To pewność siebie wyćwiczona pod okiem ojca, kokieteria rodem z pokazów mody wyuczona przed obiektywem i perfekcja w każdym calu, którą zmywa dopiero późnym wieczorem, stając przed lustrem. Soyoung uwielbia być rozpieszczana. Lubi pieniądze, luksus i fakt, że nie musi przepraszać za to, kim jest.
— You’re staring — she said, without lifting her gaze from her phone.
He raised a brow.
— Maybe.
Then she looked at him — really looked at him — for the first time.
— If you’re gonna fall in love — she said, voice smooth like velvet — do it quietly. I’m allergic to mess.
She smiled, just a little.
Somewhere between amused and bored.
And maybe, just maybe, a little dangerous.

[Cześć!
OdpowiedzUsuńAleż ona jest bezpardonowa w tej pewności siebie i świadomości swojej pozycji! Można powiedzieć, że w sposób elegancki, wyrachowany, ale i z klasą. Lubię takie postaci w klimacie Plotkary, a biorąc pod uwagę fakt, że na mojej ikonce jest sama Queen Bee, to raczej nie jest to dużym zaskoczeniem. :D
Baw się dobrze, a w międzyczasie zapraszamy do nas, jeśli będą ku temu chęci. :)]
Leo Maxwell (jeszcze z roboczych :D)
[ Ooooo, ale z niej konkretna kobieta jest! Podoba mi się! To jest to, robić swoje i się tego trzymać! Troszkę zazdroszczę pani luksusu, też bym się takim chciała otaczać XD
OdpowiedzUsuńDziękuję za przywitanie, my na wątek bardzo chętnie, może uda nam się coś poplanować na mailu? ]
Caleb Kang
Let’s get this party started, shall we?
OdpowiedzUsuń— To jest ta baba. Ta baba tu jest, rozumiesz? Nie mogę na nią patrzeć.
— Mamo… Możesz? — jęknął Seojun. — Mówisz bardzo głośno.
— I co z tego, że mówię głośno? — żachnęła się pani Kim.
Jego matka rzadko traciła kontrolę. Po prawdzie, według Seojuna była istną oazą spokoju. Co nie znaczy, że nigdy nie ogarniał jej gniew — to po niej właśnie chłopak odziedziczył okazywanie furii w sposób zimny i wyjątkowo bolesny, i dlatego nie zdarzało się często, aby pani Kim kipiała ze złości. Być może istniały przypadki, w których te zwyczaje nie miały znaczenia i jeżeli tak właśnie było, stanięcie oko w oko z wieloletnią kochanką swojego męża musiało być jednym z nich.
— Chcę, aby stąd zniknęła. Seojun, skarbie, spraw, aby ona stąd zniknęła.
Brunet porwał dwa kieliszki szampana z tacy kelnera przechodzącego obok i jeden z nich podał matce.
— W dziesięć minut jej tu nie będzie.
— W pięć.
Uśmiechnął się tylko i skinął głową.
Nawet mu nie było przykro, gdy oglądał, jak bardzo zasmucona, a chyba jeszcze bardziej zdziwiona kobieta była odprowadzana przez ochroniarzy do taksówki. Ale nie był też wcale rozbawiony. Zawsze uważał swojego ojca — mimo wszystko — za gustownego człowieka, a trzydziestoparolatka właśnie wsiadająca auta miała wszystko… Poza gustem. I, jak się okazało, przyjemnością spędzenia wieczoru na Aurora Society Annual Gala.
Aurora Society była ekskluzywnym stowarzyszeniem mecenasów sztuki i kolekcjonerów, które wspierało młodych artystów z Korei i zagranicy — a przynajmniej tyle Seojun się dowiedział, gdy po zjedzeniu kolacji degustacyjnej sięgnął po tłoczoną ulotkę znajdującą się przy ich stoliku. Nie miało to dla niego zbyt wielkiego znaczenia. Odkąd przyleciał do Korei na początku lata, matka ciągnęła go na tyle wydarzeń z socjety, że wszystkie zlewały się w jedną całość. I wszystkie w zasadzie wyglądały dokładnie tak samo — żarcie z każdego kraju, tylko nie z Korei, jakieś występy bardzo popularnych wśród bogatych ludzi wyjców do kotleta, gadanie z nieznajomymi o zupełnych pierdach i czajenie się z kieliszkiem po kątach. Nuda. Znosił to jednak wszystko dzielnie dla matki, za którą… tak w zasadzie się trochę stęsknił. Dużo bywała w Korei, odkąd zaczął studia, więc w ciągu ostatniego roku widywali się rzadko. Za równy tydzień miała lecieć z ojcem z powrotem do Nowego Jorku — ”o ile go nie zajebie w samolocie” — więc Seojun miał w planach odpocząć od nudnych bankietów fundacji, organizacji i innych sracji.
— M-m… ale nuda — mruknął pod nosem, wchodząc do sali bankietowej.
Widział, jak pani Kim dyskutuje żywo z jedną ze swoich bliskich przyjaciółek i nie zamierzał się wtrącać. Wiedział, że bardzo szybko konwersacja starszych pań skupi się na nim i wolał tego uniknąć. Wodził wzrokiem po gościach, aż w końcu ten zatrzymał się na twarzy dziewczyny mniej więcej w jego wieku. Przyglądała mu się, a kiedy na nią spojrzał, uśmiechnęła się. Bez wahania wyciągnął w górę kieliszek w znak toastu, a na jego usta również wpłynął uśmiech.
Może ten wieczór nie będzie aż tak zły?
Seojun
— Po czym wnosisz? — zapytał z rozbawieniem.
OdpowiedzUsuńLubił pewność siebie. Tę lekką granicę pomiędzy nią a zuchwalstwem. Stanowiła wyzwanie, a Kim Seojun w wyzwaniach bardzo się lubował, bo te nie przydarzały mu się często — i nie chodziło wcale o głupie zabawy w zaciąganie pięknych dziewczyn do łóżka. Wśród tych pięknie ubranych, bajecznie bogatych ludzi, choć nierzadko dobrych w swoim fachu, znaczną większość stanowiły osoby nie tyle ograniczone, co takie o… dość powolnej inteligencji. Krótko mówiąc, mało kto byłby w stanie go porwać siłą swego charakteru. Lub jakimkolwiek charakterem. Najbardziej w spędach tego rodzaju brakowało mu właśnie błyskotliwości, ciętego języka i celnego humoru.
Innymi słowy, towarzystwo było równie mdłe, co koreczki, z którymi kelnerzy biegali po sali.
Nietrudno było znaleźć sobie towarzystwo, gdy wyglądałeś jak model z okładki, a chyba jeszcze trudniej, kiedy właśnie takim modelem byłeś. I dla Seojuna to nawet nie stanowiło problemu tego wieczoru, tylko codzienności — osobistości, które go otaczały, w większości wcale go nie interesowały. Spędził całe lato w Korei, obracając się w kręgu ludzi… których miał w dupie.
Żył w nim lekki strach. Tlił się gdzieś na granicy świadomości.
A co, jeśli już nigdy nikt nie wzbudzi w nim podobnego uczucia zaciekawienia? Co jeżeli to wszystko już poza nim? Kiedy w zasadzie przygodne noce przestały sprawiać mu radość? Czy naprawdę istniało prawdopodobieństwo, że zostawił swoje serce w Nowym Jorku? Czy to w ogóle było możliwe? A nawet jeśli tak, jeżeli je tam zostawił, to… przy kim? Przy Sunghoonie, którego nie widział od tylu miesięcy, że trudno mu było sobie przypomnieć jego głos? Przy Ari, na której dźwięk imienia wciąż reagował gniewem? Yuri, która stała się jego domem? Czy kogokolwiek z nich tak naprawdę kochał? Czy on w ogóle potrafi kochać?
Kiedyś potrafił być zakochany każdej nocy, każdej nocy w kimś innym. Kochał się w miłości, nie w ludziach. Upajał się nią, dokładnie w ten sam sposób, gdy sięgał do portfela po sprasowane tabletki w dziwnych kształtach lub gdy wychylał kolejny kieliszek szampana. Nie wiedział, kiedy wypuścił te stare nawyki z rąk i kto tak naprawdę — bo jakże inaczej — wyrwał mu je z rąk. Mało rzeczy działo się bez winy innego człowieka, ale absolutnie żadna z jego.
— Chodź, przejdziemy się po sali, wyglądając na bardzo ukontentowanych tym wydarzeniem. — Wyciągnął ku niej łokieć, aby chwyciła go pod ramię, i ruszył powoli naprzód. — To jak z tą nudą? Zdradź mi szczegóły swojej psychoanalizy.
Seojun, raczej w swojej formie:D
— Jak możesz mnie o coś takiego oskarżać? Czyżbyś naprawdę przypuszczała, że zupełnie mnie nie interesuje ostatnia fuzja Daehan z K&M Group? I że na rynku chemicznym huczy od tego, że z Hyosung jest tak źle, że rozważają sprzedaż wszystkich udziałów do jakiegoś amerykańskiego konglomeratu? I że nazwałbym te wnoszące wszystko do mojego życia rozmowy farsą? Och — cmoknął i pokręcił głową — wydaje mi się, że musiałaś mnie źle ocenić.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się tylko delikatnie, słysząc o definicji luksusowej nudy. Im dłużej jej słuchał, tym większa budziła się w nim ochota, aby się z nią droczyć. A zgadywał, że dziewczyna w przekomarzaniu lubowała się równie mocno, co on.
Wzrok naturalnie powiódł w stronę tego, co przykuło uwagę brunetki. Nie czekając, Seojun wyciągnął rękę, by zatrzymać kelnera. Podał dziewczynie kieliszek z tacy i sam zaraz powziął drugiego do ręki, upominając się w myślach, że na tym kieliszku powinien zakończyć, a przynajmniej zrobić sobie przerwę. Lubił imprezować, niemniej nawet w czasach, gdy robił to codziennie, nie mógł się poszczycić mocną głową — takie geny. Teraz, po tylu miesiącach imprez głównie rekreacyjnych jego tolerancja stała się praktycznie znikoma.
— Kim Seojun — odpowiedział, zerkając na nią z lekkim uśmiechem. Zastanawiał się, czy go rozpozna. Czy skojarzy nazwisko i powiąże je z firmą rodzinną, czy może była na tyle obyta z modą, że mogła go rozpoznać z wybiegu czy okładki. A może nie rozpozna go wcale. Był ciekawy, czy dopatrzy się tego w jej twarzy. — A ja chyba całkiem wygodnie czuję się ze swoją rolą. Czasem zapomnę tekstu, ale czego nie dogram, nadrabiam słodką minką. Nie wiem, czy dobrze bym się odnajdował w roli alternatywki. I cierpię na problemy z pamięcią.
Skłonił się nisko starszej kobiecie przechodzącej obok. Jej mąż był jednym z inwestorów jednej z odnóg ich firmy i bardzo im pomógł jakieś… pięćset lat temu, tak na oko. Czasem, gdy o tym myślał, docierało do niego, ile pierdół jego matka przez lata wtłoczyła mu do głowy i jak trudno byłoby to wszystko przekazać — albo nawet opowiedzieć i wytłumaczyć — osobie, która nie miała z tym światem nigdy styczności.
— A ty? Wybacz, ale też niespecjalnie wyglądasz mi na buntownika. Ani na kogoś, kto narzeka na swój ciężki los bogatej dziedziczki fortuny. Powiem więcej, myślę, że w normalnych okolicznościach widziałbym cię tutaj, zajętą rozmową, na temat spadku kursu wona. Mam teorię, że ktoś cię musiał solidnie wynudzić, ale już tak okrutnie, że sięgnęłaś po ostatnią deskę ratunku: inną młodą duszę, która z końca sali uniosła w twoją stronę kieliszek.
Seojunek