

YOUN JIYOUNG
Perfekcja. Od zawsze lubił to co ładne, czyste i poukładane. Być może to właśnie dlatego życie w złotej klatce okazało się nie pułapką, a wygodnym rozwiązaniem, którego trzymał się tym mocniej, im bardziej kuszący wydawał się świat czekający poza jej granicami. Reguły i ograniczenia kojarzyły się jedynie z tym, co bezpieczne - z trwałym punktem, do którego mógłby wracać każdej nocy, gdy chłód oblepiał ciasno jego ciało, a brak światła przytłaczał zbyt mocno. Żył, doceniał, zadowalał i... rozbijał wszystko na dwa, byle tylko zapewnić samego siebie, że jego codzienność była dokładnie taka, jaką być powinna. Nie lepsza i nie gorsza od tej, którą zdążył już sobie wymyślić.
Fantazja. Wzorem każdego ptaka, nawet tego trzymanego w zamknięciu, marzył jednak czasem o lataniu. Chciał wznieść się na palach, rozłożyć skrzydła i wzbić się w powietrze, by choć raz zbliżyć się do nieba. Ta niewyjaśniona tęsknota, choć zrodzona w latach wczesnego dzieciństwa - nasyconych naiwnością i bogactwem nieograniczonych pragnień - z biegiem czasu wcale nie osłabła. A Jiyoung wiedziony ambicją własnej matki, odnalazł swoją wolność w tańcu. W ruchu i zmęczeniu, gdy płuca walczyły o każdą dawkę powietrza, a na skórze zbierały się pierwsze ślady potu i niezdrowego zaczerwienienia. Prawdziwie i trwale. Bez pytań, bez oceny, bez szansy na to, by choć przez sekundę zastanowić się nad tym, czy obrana droga była tą właściwą. Wierzył przecież, że znalazł właśnie taką. W swoich oczach miał wszystko, czego potrzebował, choć jego wszystko ograniczało się jedynie do sali treningowej, butelki wody i obdartych kolan.
Potknięcie. Trudno byłoby pojąć, że ktoś, kto potrafił zmusić ciało do tak ogromnego wysiłku i przemyślanych ruchów, był jednocześnie aż tak kruchy. Podatny do pokierowania. Że nie przeżył w życiu wystarczająco wiele, by w porę zorientować się, że grunt osuwał mu się spod stop, czy bez trudu dostrzec każde z czyhających na niego zagrożeń. Nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy te kryły się w parze ciemnych oczu i w kilku cichych, słodkich obietnicach.
INSTAGRAM | 20 lat | 17 stycznia 2005 | Seul, Korea Południowa | złote dziecko rodziny Youn | syn znanej aktorki i producenta filmowego | dobrze rokujący tancerz | wymiana studencka | Tisch School of the Arts | NYU | wynajęta kawalerka na Upper East Side | na minutę przed katastrofą
_________________________________________________
Witamy się Ciche dzień dobry, po przenosinach.
Niezmiennie: Hwang Hyunjin na wizerunku, SKZ w tytule
i my z naszymi chorymi, nie do końca miłymi pomysłami.
[ za niedługo przybędziemy to of course turn your life around 👼 ]
OdpowiedzUsuńMinhyun nigdy nie przepadał za podobnymi wydarzeniami. Obojętnie, czy były to uroczystości związane ze świętowaniem czyjegoś awansu, wykwintne urodziny, czy premiery filmów, jak to teraz. Dla większości bywały okazją do zaprezentowania się, wypicia kilku kieliszków w dobrym towarzystwie i nawiązania kontaktów, które mogłyby okazać się przydatne na później. Dla niego - niekończącym się festiwalem udawania, które zwyczajnie męczyło i nudziło. Na takich bankietach wszyscy wyglądali tak samo, począwszy od garniturów po wypolerowane słowa, które miały zabrzmieć błyskotliwie, a brzmiały jak kopie powtarzanych od lat frazesów. Czuł się jak element dekoracji, wystawiony tam tylko po to, by wypełnić przestrzeń i nie zaburzyć rytmu rozmów. Nie był też typem człowieka, który pcha się do centrum uwagi. Urodził się w tym, ale nigdy nie potrafił się tam naprawdę odnaleźć. Oczekiwania jego ojca były jasne, ma się zjawić na premierze filmu znajomych rodziny, uśmiechać się przekonywująco, okazując oczekiwanego wsparcia. Ale przede wszystkim miał zachować się odpowiednio. W słowniku jego ojca oznaczało to, że ich nazwisko miało błyszczeć, miał ściskać dłonie właściwych osób i nie rzucać się nazbyt w oczy, a uśmiech miał być precyzyjny, taki który wyćwiczył lata temu. Z reguły nie było z tym większego kłopotu, Min stronił od niepotrzebnej uwagi, rozmów z ludźmi, którzy go nie interesowali i których nie interesował on. Proste, a jednak, zdarzało się, że imię Minhyuna łączone było z wydarzeniami, o których nie mówi się na głos w takich kręgach. Bo nie wypada. Bo to wstyd. WIelokrotnie Minhyun kwitował to prychnięciem lub niewielkim grymasem wykrzywiającym usta.
OdpowiedzUsuńHipokryci myślał niejednokrotnie, biorąc pod uwagę jakie rzeczy zamiata pod dywan firma jego ojca i ile szamba wylałoby się, gdyby ktokolwiek sprzedał te informacje. A o to nie było trudno, dlatego nie chciał nawet zgadywać w jaki sposób radzono sobie z takimi… niedogodnościami. Jego ojciec był bezwzględny i tej samej bezwzględności chciał nauczyć swoich synów. Wychodziło mu to różnie, raz z mniejszym, raz z większym sukcesem.
Być może właśnie dlatego wyrobił w sobie nawyk szukania miejsc, w których mógł na chwilę uciec od obcych głosów i cudzych oczekiwań. Wypił więc łyk białego wina i przez krótką chwilę przyglądał się swojemu odbiciu w tafli szkła - chłodnemu, nieco zdystansowanemu, jakby obcego człowieka próbującego udawać, że wszystko jest w porządku. Wiedział, że powinien tam zostać, ale coś w nim zwyczajnie zaczynało się buntować.
Nie myśląc wiele więcej, ruszył w stronę otwartych drzwi prowadzących na balkon, który wypatrzył niemal na samym początku eventu.
Kiedy wychylił się w stronę chłodniejszego powietrza, dostrzegł sylwetkę opartą o balustradę. Nie potrzebował dłużej niż kilku sekund, by rozpoznać Jiyounga. Czas nie zatarł w nim tej twarzy, choć ich wspólna przeszłość dawno zeszła na dalszy plan, a znajomość utrzymywana była raczej z obowiązku i znajomości obu rodzin, niż realnej bliskości. Ich ścieżki naturalnie rozeszły się, gdy Min pierwszy raz przeprowadził się na studia. Dystans zweryfikował wiele z jego znajomości, zmienił postrzeganie otoczenia. Poniekąd stał się bardziej otwartym, z drugiej zaś jeszcze bardziej chronił swoją prywatność.
Kącik jego ust drgnął nieznacznie, ale w tym geście kryło się więcej obserwacji, niż rozbawienia.
— Cześć Ji — przywitał się krótko, swoim zwyczajowym lekko znudzonym tonem, grzebiąc ręką w wewnętrznej kieszeni marynarki, z której wyciągnął paczkę fajek. Uzależnienie, z którym notorycznie przegrywał. Nie żeby kiedykolwiek szczególnie starał się rzucić. Wsunął jednego między wargi. Trzymał go lekko w kąciku ust i odpalił zapalniczką, w sposób, który miał sprawiać nonszalanckie wrażenie.
Usuń— Palisz? — zapytał po krótkiej pauzie.
Nie podchodził jednak bliżej, nie chciał narzucać mu obecności. Był cierpliwy, kiedy ktoś inny balansował na granicy wytrzymałości i może właśnie dlatego, zamiast wprost mówić, że cieszy się z tego niespodziewanego spotkania, pozwolił, by to Jiyoung zdecydował, czy w ogóle chce się z nim dzielić tym kawałkiem balkonu.
Min
Na uścisk zareagował wolniej, niż powinien. Nie spodziewał się tego. Ramiona Jiyounga zamknęły się wokół niego szybciej, niż zdążył zareagować, i przez moment stał sztywno, jakby jego ciało nie wiedziało, co zrobić z nagłą bliskością. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś przytulił go w tak prosty, bezpretensjonalny sposób. To było… obce i nagłe, jakby te wszystkie lata przerwy dało się skreślić jednym gestem, a oni widzieli się nie tak dawno temu.
OdpowiedzUsuńMinhyun przez krótką chwilę dawał wygrać zaskoczeniu, przyzwyczajony bardziej do dystansu i ojcowskiej surowości, niż bliskości, czy serdecznego dotyku. Nie odepchnął jednak chłopaka, pozwalając by ramiona oplotły go mocniej, a po sekundzie odetchnął, sam uniósł dłoń i nim Jiyoung zdążył się od niego odsunąć, poklepał go lekko po plecach. W środku coś się w nim poruszyło. Był zaskoczony tym, jak znajome okazało się to ciepło, choć przecież minęły lata. Tyle czasu, że zdążyli dorosnąć, zmienić się, wrosnąć w inne życia. Było w tym coś absurdalnego. Czas upłynął, a on nagle poczuł się znowu jak ten chłopak ze szkoły średniej, który potrafił się śmiać głośniej i wierzył, że niektóre przyjaźnie są odporne na wszystko. W szczególności ta, którą dzielili, bo to Jiyoung potrafił wyciągnąć go z milczenia i zamykania się w swojej szczelnej bańce.
— Hej, spokojnie… — odezwał się cicho, niemal z rozbawieniem, choć w jego głosie brzmiała nuta zakłopotania. — To nic takiego.
Zerknął na przyjaciela z lekkim uśmiechem, tym rzadkim, półuśmiechem, który rozjaśniał mu twarz tylko na chwilę, zanim znów wróciła do neutralnego wyrazu.
— M-hm — Każdy tutaj coś brał, palił albo pił. Inaczej się nie dało. Ale nie dyskutował z wyborem Youna.
Zaciągnął się papierosem, jakby to miało go uspokoić.
— Minęło trochę czasu, co? — dodał, tym razem spokojniej, tonem sugerującym, że sam nie do końca wie, jak nazwać wszystkie emocje, które obudziło w nim to spotkanie. Brzmiało to bardziej neutralnie. Minhyun nie potrafił grać przesadnej ekscytacji, ale w jego głosie dało się wyłapać cień… czegoś. Zaskoczenia? Może ulgi. A może nawet czegoś, co przypominało skrywaną radość. Bo tak, ucieszył go widok znajomej twarzy i to nie pozornie znajomej, takiej które widuje się często na salonach, bo każdy z ich środowiska tam bywa.
Może zareagowałby żywiej gdyby nie fakt, że słowo hyung wystarczyło, aby nieprzyjemne myśli zaczęły do niego wracać. Hyung… dla niewielu był kimś takim, kimś w rodzaju starszego brata. Ostatni raz słyszał ten grzecznościowy zwrot trzy lata temu, przez telefon, od Jaehyuna - swojego brata. Później już nie otaczał się nikim, kto mógłby to powiedzieć. Był też czas, w którym po prostu tego nie tolerował. Aż do dziś.
Poprawił mankiet marynarki i przekręcił się nieco, by wesprzeć się ramionami o barierkę. Jego wzrok przesunął się po migoczących w dole światłach i małych sylwetkach poruszających się po chodniku.
Strzepnął popiół z końcówki papierosa.
— Kto Cię tu zapędził?
Min sam nie przepadał za tego typu spędami. Nie chodziło o sam tłum, spojrzenia i wymuszone konwenanse. Raczej o fakt, że połowa z tych ludzi ściskała ci dłoń, by za chwilę odwrócić się i z kimś innym plotkować na Twój temat. Aczkolwiek musiał przyznać, że Nowy Jork był całkiem łaskawy i wiele rzeczy, w naginaniu marginesu, tolerował. Minhyunowi podobało się również to, że tutaj stał się bardziej anonimowy i znaczna część rówieśników miała go najzwyczajniej w świecie gdzieś.
— Chyba, że zwyczajnie masz dość tego cyrku, w takim przypadku możemy się stąd po prostu ewakuować? — zaproponował.
Min